Cześć wszystkim!!!

Hejka, witam wszystkich na moim blogu. Jest to blog z moim opowiadaniem. Dobra, aby tu dłuzej nie gadać, powiem tylko ZAPRASZAM!
Karola

piątek, 7 listopada 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 25

Hejoo! Niespodziewana notka ;) Ale no tak wychodzi, jak się ma dużo czasu wolnego xd No może prawie dużo czasu wolnego xd
A jutro mam wsytęp w KDK-u :P Będę śpiewać w chórku xd Trzymajcie sie narody na mój śpiew xd No, ale to jutro.
A kiedy następna notka? Może w poniedziałek, jak mi się uda z czasem wyrobić ;) No to chyba już na tyle, co chciałam tak ode mnie powiedzieć, a teraz zapraszam an następną notkę :D





Kiedy Izabeal była z Tomem, Andrea w tym czasie w domu. Płakała. Nie wytrzymywała już tego całego napięcia związanym z nią, Jimem i Billem. Jeszcze nie dawno jej życie było takie spokojne... Teraz przypominało jeden wielki horror kryminalny. Nie mogła już tego wszystkiego znieść. Przez ostatnie tygodnie przychodziły do niej nawet myśli samobójcze... To całe życie otaczające ją w około już ją wykańczało, doprowadzało do ciągłego płaczu po kątach, smutkach... W końcu podjęła decyzję, która będzie najlepsza dla wszystkich, choć może nie dla niej. Pójdzie do Jima i zgodzi się na to powalone chodzenie, za które ten ten owy pieprzony chłopak gotów jest zabić wszystkich na tym świecie. Bez wyjątku. Nawet ją i siebie.
Otarła łzy. Umyła twarz. Teraz już prawie w ogóle nie było widać, że płakała. Na szczęście. Zdecydowana poszła do Jima, do jego domu.
- Cześć. – Jim otworzył drzwi.
- Witaj złotko... – Jim pociągnął ją za rękę do środka.
- Przyszłam Ci coś powiedzieć... – zaczęła Andrea.
- No słucham, słucham... – powiedział Jim, i usiedli oboje na kanapie w pokoju Jima, po czym on przysunął się bardzo do niej. – A więc chcesz ze mną chodzić, tak...?
- Tak... – powiedziała Andrea i odwróciła głowę w drugą stronę, choć nie na długo bo Jim zaraz ją odwrócił do siebie, i zaczął całować.
- Kochanie... Chyba dopiero teraz poczułaś, że naprawdę do siebie pasujemy, i nic tego już nie zmieni... Nawet ten cholerny pieprzony Kaulitz.
- Taaa...
- Moja kochana Andrea... Chyba wreszcie zmądrzałaś od naszego ostatniego spotkania... Prawda? – powiedział Jim do niej czekając na odpowiedź, nie usłyszał jej, więc powtórzył jeszcze raz z większym naciskiem. – Prawda?!
- Tak... – odpowiedziała Andrea.
- No... I tak masz mówić złociutka – chłopak powoli zaczął ją całować...
- Jim, przestań... – ....lecz ona natychmiast go od siebie odsunęła.
- Co przestań? Kochanie... Jeżeli jesteśmy już parą powinniśmy pójść na całego... Nie wiem dlaczego jesteś taka dla mnie. Jeżeli nie to nie, ale powinnaś wiedzieć, że nie postępujesz fair...
- Wiem, ale...
- Ale co...?
- Nie jestem dzisiaj w nastroju.
- No to, to powinno Ci poprawić nastrój złociutka...
- Wiem, ale zrozum... Nie dzisiaj.
- Dobrze, ale nie możemy przed tym uciekać. Nie jesteś już małym dzieckiem, Andrea. Powinnaś już to mieć na koncie...
- Ale nie rozumiesz, że ja dzisiaj nie mogę?!
- Nie krzycz! Dobrze?! – Jim przysunął ja bardziej do siebie, przy czym dziewczyna poczuła dużą dawkę narkotyków branych jakieś dwie godziny temu.
- Przepraszam...
- No...! Ja myślę! W tym momencie powinienem na Ciebie nie zwracać uwagi i zrobić to, co ja chcę. Masz szczęście, że ja nie jestem taki i umiem zrozumieć ludzi, złotko... – Jim puścił wreszcie Andrea’e.
- Ja już muszę iść. Pa... – Andrea wyszła szybko od Jima i szybko pobiegła do swojego domu.
Andrea była w domu na jakąś godzinę 21.00.
Izabeal – na 22.00.I tak zakończył się ten kolejny popieprzony dzień (względem Andrea’y), i wspaniały (względem Izabeal).

wtorek, 4 listopada 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 23+24

Hej! Wiecie, że będę śpiewała niedługo w KDK-u w Kutnie i w Ratuszu! To pierwsze już w sobotę, a to drugie - we wtorek ;) Życzcie mi szczęścia ;P
A co u Was?
Dobra, wiem. Przynudzam. Więc przejdźmy do rzeczy.

1. Chciałabym napisać nowe opowiadanie. Kto by czytał? ;) O czym? O...dziewczynie, która trenowała sport. Jedank to nie przynosiło jej radości, mimo wielu zwycięstw. Później przeprowadza się tam gdzieś (najprawdopodobniej do Niemiec, ale jeszcze jest opcja do USA - wybierzcie :P ) i dalej to się potoczy... ;)

2. Kolejna część? Taka dawna i tam łoo^^ Nie podoba mi się, ale dobra xd A tak wogóle to chyba kolejne części :P






I tu ulice się rozbiegają. Jedna idzie do baru, druga do centrum handlowego, miejsca które najczęściej było odwiedzane przez Izabeal. Teraz trzeba było tylko szybko pobiec w inną stronę, w stronę baru, no a później szubko do parku. Temu wszystkiemu przygląda się pewien chłopak, chłopak którego Izabeal znała już wcześniej. Może nie najlepiej, ponieważ widzieli się tylko raz, może dwa razy, ale znała go dość dobrze, aby go już znienawidzić, chociaż ta nienawiść minęła już jej dawno, i tak w sercu pozostawało nie miłe uczucie złości, która pozostała. Chłopak ten przyjechał specjalnie dla niej, aby z nią porozmawiać o tym co zaszło tego lata w Berlinie, czyli o marihuanie, którą jej podał... Na pewno nie łatwo się domyślić, że tym chłopakiem był Tom Kaulitz.
Izabeal szła szybko. Tom musiał biec (czego nie lubił) aby ją dogonić. Złapał ją mocno za rękę. Zatrzymali się oboje. Izabeal znała ten dotyk, przecież wiedziała kto ją naćpał tego pechowego dnia. Obejrzała się powoli za siebie.
- Cześć. – zagadał Tom.
- Cześć. – odpowiedziała niechętnie Izabeal.
- Możemy pogadać...? – zapytał nieśmiało Tom.
- Przecież rozmawiamy... – odpowiedziała drwiąco Izabeal. Nadal była na niego zła, ale coś jej mówiło, że kochana tego drania.
- ...Na osobności... – dokończył Tom.
- Ale gdzie tutaj jest osobność? Na chacie nie mogę, bo mama jest, no chyba, że mówisz o ściekach pod nami, ale chyba i tam także są ludzie, naprawiający tą prymitywna kanalizację... – Izabeal nie dokończyła, przerwał jej Tom.
- Wynająłem hotel, tutaj, dwie ulice obok.
- Mówisz o „Katerine”? – zapytała z niedowierzaniem Izabeal.
- No tak, tak... – powiedział szybko Tom.
- Tam? To jeden z najekskluzywniejszych hoteli w Niemczech!
- No i... – Tom nadal nie wiedział o co chodzi Izabeal.
- I ty chcesz mnie tam zaprosić? – niedowierzała blondynka.
- No tak...
- Mnie?
- Tak. Ciebie...
- Mnie?
- No ta.
- Mnie? Naprawdę mnie?
- Tak, naprawdę Ciebie.
- Ale tak na serio, serio mnie?
- No tak.
- Ale na serio?
- Tak, na serio.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Nie kłamiesz?
- Nie...
- Mnie?
- No tak! – Tom nie wytrzymał. – Czy coś Ci nie pasuje?
- Nie, nic... Tylko, że... Nikt mnie jeszcze w takie miejsca nie zaprosił.
- Dobra, to ja będę pierwszy. – zaśmiał się Tom, a po chwili dodał. – Idziesz?
- Dobra, tak, idę. – odpowiedziała dziewczyna.
Tom wziął ją za rękę i szybko przeszli przez ulice.



W POKOJU HOTELOWYM TOMA, 15.40:
Izabeal weszła do pokoju. Rozejrzała się. Usiadła na kanapie, obok stolika. Zaraz przyszedł Tom. Usiadł obok blondynki.
- Podoba Ci się ten mały apartamecik? – zapytał Tom, rozglądając się po pokoju.
- Tak... Naturalnie. – odpowiedziała Izabeal, jeszcze tak w zasadzie nie dowierzając tym, że znajduje się obecnie w najlepszym hotelu w Zessen.
- Coś jesteś spięta. Coś Cię gryzie? – zapytał Tom, i objął Izabeal.
- Nie, nic... – odparła Izabeal.
- Aha. – odpowiedział krótko Tom.
Nastała krótka cisza. Trwała ona około 5 minut. Przerwała ją Izabeal.
- Tom... Po co ty mnie tu właściwie ściągnąłeś? Żeby pokazać mi swój nowy apartament, czy po co? – zapytała Izabeal.
- Ach... Wiesz co... To nie jest takie proste jak Ci się wydaje... – odpowiedział Tom, zdjął rękę z Izabeal.
- No to jak nie chcesz mi powiedzieć, to po co mnie tu ściągnąłeś, hm? – zapytała wkurzona Izabeal.
Nastała chwila ciszy. Tym razem przerwał ją Tom.
- To nie ja Cię naćpałem wtedy po koncercie – powiedział Tom krótko, oschle, zwięźle, ale i ciepło, przytulnie.
Izabeal zaniemówiła.
- Kto to był w takim razie? – zapytała w końcu po krótkiej ciszy Izabeal.
- To był... Taki... Ten... No... Były chłopak Andrea’y.
- Jim?
- O! Tak! To on!
Izabeal znów zaniemówiła.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? – zapytała cicho, prawie bezgłośnie, Izabeal.
- Bill mi zabronił. Nie chciał Cię wtedy martwić, a pozatym było wtedy tyle na głowie. Najpierw wszystko się wyjaśniło, później ten mój postrzał... Sama rozumiesz, prawda? – odpowiedział Tom.
- Nie. Nie rozumiem. Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedzieliście, co?! – zapytała, a raczej wykrzyczała Izabeal.
- Mówię Ci właśnie. Nie było okazji, zbyt dużo się działo. – odpowiedział krótko Tom.
- Ale... – Izabeal nie dokończyła.
- Izabeal... Usiądź. – Tom złapał Izabeal za rękę i pociągnął w stronę kanapy, tak że dziewczynę zaraz na niej się znalazła.
- Ale... – Izabeal nadal była w szoku.
- Spokojnie, nie przejmuj już się. – pocieszył szybko Tom i objął Izabeal.
- Ja już nic nie rozumiem. Po co mnie naćpał, jeżeli zapewne chodziło mu o Andrea’e? – głośno „myślała” Izabeal.
- Nie wiem, ale jedno jest pewne, ten cały koleś na „J” nie zaprzestanie na tym, że chciał mnie i Billa zabić, no i że naćpał Ciebie poprzez mnie, i wiesz co myślę? – zapytał się Tom patrząc głęboko w oczy Izabeal i zdejmując swoją rękę z ramion Izabeal.
- Nie... – odpowiedziała szybko Izabeal.
- Że to jest dopiero początek. – odpowiedział Tom, kładąc swoją rękę (po raz już któryś z kolei) na ramionach Izabeal.Zapadła cisza, choć teraz tylko około 10-sekundowa. Nagle ręka Toma zaczęła opadać co raz to niżej, do bioder Izabeal. Tom zaczął ją całować. Izabeal była jeszcze w lekkim szoku, nie wiedziała co się dzieje, nie protestowała na to, że Tom ją całuje, namiętnie całuje. Zaczęli się powoli rozbierać. Nagle pokój zaroił się od ubrań Izabeal i Toma, którzy obecnie całowali się na kanapie. Tom leżał półnagi na półnagiej Izabeal. Całowali się coraz namiętniej.