Cześć wszystkim!!!

Hejka, witam wszystkich na moim blogu. Jest to blog z moim opowiadaniem. Dobra, aby tu dłuzej nie gadać, powiem tylko ZAPRASZAM!
Karola

wtorek, 30 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 18+19

Dzięki wielkie za te wspaniałe trzy komcie pod poprzednią notką ! Dzięki na serio wieeeelkie :*
A dzisiejsza notka trochę dłuższa, a to z powodu takowego, że zapodam dzisiaj dwa odcinki mego wprost wspaniałego opowiadania XD

*Do Adulki:
Doczekasz się, zobaczysz XD







DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ, ZOSSEN, DOM IZABEAL:
- Część... – przywitała się szatynka.
- Hej... Wchodź! – odpowiedziała blondynka.
- Ja przyszłam pogadać... Mogę? – zapytała się niepewnie szatynka wchodząc do środka domu.
- Pewnie! Chodź na górę, do mojego pokoju... – blondynka wzięła szatynkę za rękę, i poszły do pokoju Izabeal.
Gdy były już w pokoju, zaczęły rozmowę...
- A więc gadaj! O co chodzi? – zapytała się Izabeal przyjaciółki.
- Bo jest sprawa... – zaczęła Andrea, ale jakby bała się dokończyć.
- No jest sprawa... Powiedz wreszcie! Andrea... – namawiała przyjaciółkę Izabeal.
- Bo ja nadal kocham Billa... – w tym momencie głos dziewczyny się załamał...
- Andrea, i powiedz co ja mam z Tobą zrobić głuptasie, co? – zapytała się blondyna, lekko się śmiejąc.
- Nie wiem... – odparła smutno dziewczyna.
- No! Dosyć smutków! Głowa do góry! Zaraz dzwonie do Billa, aby tu przyjechał, i się z Tobą spotkał... – odparła blondyna.
- Nie! Nie... – wykrzyczała Andrea.
- Nie? Dlaczego? Przecież jak się kogoś kocha, to chyba nie można tego ukrywać, no nie? – zapytała się Izabeal.
- Niby tak... – dziewczyna nie dokończyła.
- A więc w czym problem? – zapytała się blondyna.
- Bo ty Izabeal jeszcze nie wiesz wszystkiego... – odpowiedziała dziewczyna ze smutkiem w głosie.
- No to gadaj... – odpowiedziała blondyna.
Andrea opowiedziała wszystko od początku Izabeal.
- A więc nie naćpał mnie Tom?!!! – zapytała, a raczej wykrzyczała szatynka.
- Nie... To był Jim... – odpowiedziała z żalem w głosie Andrea.
- Jak ty mogłaś przede mną to wszystko ukrywać?!!! – krzyczała blondynka.
- Chciałam Cię... Och! Ty nic nie rozumiesz! – dziewczyna rozpłakała się.
- A więc wytłumacz mi, z łaski swojej! – odpowiedziała z rozkazem dziewczyna.
- Nie chciałam abyś się martwiła... – odpowiedziała, nadal płacząc Andrea.
- Dobra... Przepraszam, nie potrzebnie na Ciebie naskoczyłam... Chodź... Nie płacz już, ok? – dziewczyna przytulila do siebie Andrea’e.
- Och Izabeal... Przepraszam Cię... Mogłam Ci... Mogłam Ci powiedzieć... – szatynka płakała coraz to bardziej.
- Nie płacz już, a ja teraz na serio pójdę zadzwonić do Billa... Ok.? – zapytała się szatynka.
- Nie... Proszę Cię... Nie. – poprosiła dziewczyna przyjaciółkę.
- Ale dlaczego? – nie rozumiała blondyna.
- A jeżeli on mu coś zrobi? Znowu... – zapytała się szatynka.
- Nie Andrea... Teraz to niemożliwe... Przecież sama mówiłaś, że on jest teraz w szpitalu, w Berlinie... Chyba nie przyleci tutaj, i nie będzie próbował zabić Billa, czy kogo tam jeszcze, no nie? – zażartowała blondynka.
- Nie, on nie... Ale chyba zapomniałaś, że on ma kumpli, dobrych kumpli... – powiedziała szatynka załamanym głosem.
- Andrea... Dlaczego ty wszystko musisz komplikować, co?! – zdenerwowała się Izabeal.
- Nie Izabeal, nie... – prosiła szatynka.O nie, nie Andrea... Tym razem będzie to miłość z bajki... – zaczęła blondynka, ale skończyła, kiedy Andrea wybiegła z pokoju.



Andrea wybiegła zaraz za blondynką. Niestety, nie dogoniła jej... Poszła więc z powrotem do domu.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ, ROZMOWA PRZEZ TELEFON: - Cześć Izabeal... – powiedział Bill, czego Izabeal od razu się domyśliła.
- Ooo... Cześć Bill... – odpowiedziała dziewczyna.
- Słuchaj, moglibyśmy się spotkać? – zaproponował Bill, po jego głosie widać było, ze to coś ważnego.
- Dobra... Ale gdzie i kiedy? – zapytała się dziewczyna.
- Nie wiem... Może jutro o 15.00 u Ciebie w domu, hm? – zapytał się chłopak.
- Na pewno nie u mnie w domu... Jeżeli coś, to w jakiejś kawiarni...
- Dobra, tylko w której? Ja w waszym mieście nie znam żadnych kawiarni... – odpowiedział Bill.
- No nie wiem... – zastanawiała się blondynka, a przynajmniej udawała, że się zastanawia... xDDD
- No ja też... – odpowiedział Bill.
- Ty coś wymyśl... – zaproponowała blondynka.
- Ale ja nie znam Twojego miasta, jakbyś nie wiedziała... – odpowiedział farbowany brunet.
- Ale ty wymyśliłeś, abyśmy się spotkali, no nie? – dziewczyna zadała podchwytliwe pytanie.
- No chyba tak... – odpowiedział Bill, lekko się wahając przed odpowiedzią, lecz i również się zastanawiając.
- No to ty wymyślasz mój drogi miejscówę... – odpowiedziała blondynka w niebieskiej bluzce.
- Ale ja Cię nie namawiałem, abyś ze mną szła... No nie? – zadał podchwytliwe pytanie Bill.
- A co ma piernik do wiatraka? – powiedziała dziewczyna, po czym zaczęła się głośno śmiać.
- No wymyśl coś... – poprosił Bill.
- Dobra, dobra... Myślę... – powiedziała dziewczyna, kompletnie już zniechęcona tą całą sytuacją.
- No to myśl, myśl... – odpowiedział Bill, szczęśliwy że dopiął swego, po czym lekko się zaśmiał.
- Może być klub „Armani”? – zapytała się blondyna.
- Dobra, ale jaka to ulica? – zapytał się chłopak.
- Ok... Widać, że w tym mieście połapany to nie jesteś... – powiedziała dziewczyna, po czym lekko zachichotała.
- No chyba tak... – odpowiedział Bill, i także lekko się zaśmiał.
- A więc przyjdź po mnie, oki? – oznajmiła dziewczyna.
- Ale gdzie ty mieszkasz? – zapytał się Bill.
- O matko... Mniej problemów jest już chyba z niemowlakiem wiecznie płaczącym... – powiedziała dziewczyna.
- No to gdzie? – zapytał Bill.
- Ulica Poległa 5. To taki dom jednorodzinny dwupiętrowy... – oznajmiła blondynka, i wyjrzała przez okno.
- Dobra... A więc jutro o 15.00 mam być po Ciebie, tak? – zapytał chłopak znacząco.
- Tak, tak Bill, ale wiesz co? Musze już kończyć... Cześć. – Izabeal pożegnała się z Billem, i odłożyła słuchawkę nie czekając na odpowiedź.
- Cześć... – odpowiedział Bill, już bardziej do siebie, i także odłożył słuchawkę, zastanawiając się co skończyło tą rozmowę.
Izabeal, kiedy wyjrzała przez okno, zauważyła, że obok jej domu ktoś się kręci... Zdawało jej się, że tego kogoś już wcześniej widziała, ale nie mogła go z nikim skojarzyć... Postanowiła wyjść...

niedziela, 28 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 17

Wiem, wiem, tamta notka miała być ostatnia. Ale została podjęta przeze mnie inna decyzja. Nie zamknę bloga; nawet gdyby było 50 komentarzy, 0, czy -5 - NIE. Czego się podjęłam, to skończę. Przynajmniej taką mam nadzieję. ;)






Bil, jak powiedział Tomowi, pojechał do rodzinnego miasta Andrea’y. Chciał ją jedynie zobaczyć... Znalazł jej dom. Podszedł do drzwi, zapukał. Nagle drzwi otworzyły się. Otworzyła je Andrea, nie taka promienna jak zawsze, wręcz przeciwnie, kompletnie przybita.
- Bill? Co ty tu robisz? – zapytała się dziewczyna.
- Mogę wejść? – zapytał chłopak.
- Czytałeś list? – zapytała się dziewczyna.
- Tak, ale... – Bill nie dokończył, szatynka przerwała mu.
- A więc wiesz już wszystko... Cześć... – szatynka o mało nie zamknęła drzwi przed nosem Billowi.
- Zaczekaj, Andrea... – Bill otworzył szerzej drzwi, wszedł do środka, i pocałował ją, a po chwili dodał. – Czy to jest tylko zauroczenie? Nie, Andrea, to nie jest zauroczenie... To jest miłość, a miłości nie da się wymazać od tak sobie... Nie da się, i to jest pewne. Możesz mnie wyrzucać z domu, nie odbierać telefonów, w ogóle unikać, ale od uczucia nie uciekniesz, słyszysz? Nie uciekniesz...
- Wyjdź stąd Bill... Wyjdź stąd!!! – wykrzyczała dziewczyna.
- Mogę wyjść, ale pamiętaj, że od uczucia nie uciekniesz, nigdy... – ostatnie słowa, Bill powiedział chyba sam do siebie...
I tak Bill zakończył swoja wizytę w Zossen. Mimo, że dziewczyna nie wróciła do niego, to Bill i tak był z siebie zadowolony. Zadowolony, ponieważ ja zobaczył... I pocałował... Wyraził także swoje uczucie do niej. Poczuł, że ona też go kocha... Teraz Bil mógł wrócić do domu, szczęśliwy...
Andrea nie wiedziała co tak naprawdę do niego czuje... Nie wiedziała, czy jest to złość, połączona z nienawiścią, czy też miłość... Miłość, która była w niej całym sercem... Nie wiedziała... Chciała być teraz sama. Poszła więc do swojego pokoju, gdzie położyła się na łóżku, i zaczęła płakać... Lecz nie płakała długo, ponieważ zaraz zasnęła...
Natomiast Tom leżał w szpitalnym łóżku, teraz już nie na ojomie, lecz na chirurgii. Wciąż myślał o Billu, który pojechał do Andrea’y. Nie wiedział kompletnie, co on tam może zrobić. Bał się o niego.
Za około trzy godziny do Toma przyjechał Bill, i jak było widać, w dobrym humorze, co Toma bardzo zdziwiło...
- Hej Tom! – zawołał Bill od wejścia.
- Ej, braciszku! Co ty taki dzisiaj wesoły jesteś, co? – zapytał się Tom.
- A co? Spodziewałeś się, że będę ponury chodził? – odpowiedział Bill pytaniem na pytanie.
- No tego to się już bardziej spodziewałem... – odpowiedział blondyn.
- Ach, braciszku, braciszku... Twoja intuicja braterska zawodzi... – pokiwał głową farbowany brunet.
- Lepiej gadaj, jak było, a nie marudzisz o jakiejś braterskiej intuicji... – odpowiedział blondyn.
- Ale od czego by tu zacząć... – zastanawiał się głośno farbowany brunet.
- Od początku, braciszku, od początku... – odpowiedział blondyn.
- Ale jest tutaj dużo początków braciszku... Oj, dużo... – pokiwał Bill głową.
- To opowiedz od tego pierwszego początku... – rozkazał blondyn bratu, który obecnie był w siódmym niebie.
- No dobrze... – zawahał się Bill.
- No co znowu?!!! – zapytał się Tom.
- Nic... Chce Cię tylko potrzymać trochę w niepewności... – odpowiedział Bill, po czym zaśmiał się z brata.
- No i czego się tak ryjesz?!!! – wykrzyknął Tom.
- Z Ciebie... – odpowiedział farbowany brunet.
- Ze mnie? – zdziwił się blondyn.
- No z Ciebie, z Ciebie... – zaśmiał się farbowany brunet.
- Dlaczego ze mnie? – zdziwił się blondyn.
- Żebyś ty widział swoja minę... – Bill nadal się śmiał.
- Dobra, bez zbędnych tekstów... Gadaj... – rozkazał brat.
- Ok, już, już... – odpowiedział Bill.Chłopaki gadali tak przez trzy godziny... Później Bill poszedł do domu, a Tom, jak to Tom, chciał poderwać jakąś pielęgniarkę, ale raczej mu się to nie udawało... Nawet sława mu w tym nie pomogła. A więc blondyn tylko westchnął, i dał sobie z tym wszystkim spokój... I poszedł spać...

czwartek, 25 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 16

Wręcz wspaniały nowy odcinek nadszedł XD Już prawię zdecydowałam, czy zamknąć bloga, czy jednak nie. Chyba jednak go zamknę. Nikt i tak tu nie wchodzi, nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Ten odcinek ma mi tylko uświadomić tę decyzję.



Bill natychmiast otworzył list. Był lekko mokry...
„Drogi Billu...
Wiem, że to nie najlepszy moment na rozstania, ale nie mogę tego dłużej ciągnąć... Przeczytaj ten list dokładnie... Proszę Cię...
Wiem, możesz teraz powiedzieć, że przecież miłość jest ważniejsza, niż rozsądek, ale mylisz się. Mylisz, i to bardzo. To co się stało... Przepraszam Cię. To wszystko moja wina. Nie potrzebnie się poznaliśmy. Gdyby nie ja... Gdyby nie ja, nie zaznałbyś tego bólu, którego doznałeś podczas tej strzelaniny, ani bólu którego doznajesz teraz. Gdyby nie ja, Twój brat nie leżał by teraz na ojomie, z ciężką raną postrzałową, i wstrząśnieniem mózgu. Wszystko potoczyło by się inaczej, gdybym Cię wtedy nie poznała. Przepraszam... Wiem, że teraz możesz czuć do mnie żal, i to wielki żal, ale wierz mi... Tak będzie lepiej, kiedy się rozstaniemy. Ty ułożysz sobie jeszcze życie, ale nie ze mną... To już skończona bajka, choć było pięknie, ale nie możesz już wchodzić do mojego życia, to już jest skończone, słyszysz? Skończone...
Tak będzie lepiej Bill, wierz, tak będzie lepiej... I nie dzwoń więcej do mnie, nie kontaktuj się za mną, dobrze? Już nie...
Andrea”
W tym miejscu list się skończył. Bill poczuł, że znowu tego dnia, po policzku spływa mu łza. Nie mógł już się powstrzymać, i popłakał się. Popłakał się, jak małe dziecko... Właśnie zrozumiał kim była naprawdę dla niego Andrea. Była kimś więcej, niż tylko dziewczyną. Bill nie umiał tego nazwać... Kochał ją... Kochał ją , całym sercem, albo i może bardziej... Była dla niego kimś wyjątkowym... Kimś, kogo kochał najbardziej w życiu... Nawet bardziej niż swojego brata, czy kogokolwiek innego... Kochał ją najbardziej na świecie...
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ, SZPITAL:
- O! Braciszek! – zawołał od progu blondyn, na widok Billa.
- Tak Tom, braciszek! – zawołał Bill, po czym się zaśmiał.
- Co Cię do mnie przygnało w moje skromne progi, co? – zapytał się Tom.
- Aaa... Tak sobie przyszedłem... – odpowiedział Bill, widać było, że coś ukrywa, także Tom to zauważył.
- Bill, co Cię gryzie? Gadaj! – odpowiedział Tom.
- Nie wiem, co się dzieje z Andrea’ą... Nie odbiera telefonów, nie odzywa się tez w ogóle do Izabeal. – odpowiedział mu Bill.
- A podobno już wróciły do domu, tak? – zapytał się Tom.
- Tak, już pięć dni temu... Obie wróciły już do siebie, do Zessen. – odpowiedział Bill, i podszedł do okna.
- Może nie chce was widzieć, też tak może być. – zastanawiał się głośno Tom.
- Nie Tom... Ty nie wiesz jeszcze wszystkiego... – odpowiedział Bill.
- A co mam wiedzieć jeszcze? – zapytał się Tom.
- Ona ze mną zerwała. – odpowiedział Bill, który był już bliski płaczu, znowu, znowu w tym tygodniu.
- O matko Bill! Na jakim ty świecie żyjesz?!!! Przecież dziewczyna nie odbiera telefonów, bo z Tobą zerwała! A swojej przyjaciółce powiedziała to, żebyś się z nią nie kontaktował! Bill! Takie podstawowe rzeczy to trzeba wiedzieć! – mówił Tom, i chyba na poważnie...
- A więc jadę do tego całego Zessen... – odpowiedział Bill, a po chwili rzucił. – Na razie braciszku! Kuruj się tu!
- Bill! Gdzie ty znowu leziesz?!!! Ta... I pewnie jeszcze moim nowym autkiem! No kompletna paranoja, no... – mówił już sam do siebie blondyn, czując się trochę jak kretyn.

piątek, 19 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 15

A pod ostatnią notką nie pojawiło się nic... Zero komcie, jedynie notka :( Troche mi przykro . . . Jeżeli tak dalej pójdzie, zaprzestanę pisanie tego bloga. Trudno.


Obaj bruneci szamotali się po podłodze. Bill już wiedział kim jest zabójca jego brata. Był to Jim Bucket, chłopak, którego rzuciła Andrea. Wiedział, dlaczego tu przyszedł. Nie był zdziwiony, kiedy go zobaczył. Spodziewał się tego. Nagle pistolet wystrzelił. Kula trafiła w Jima. Zaczął krwawić. Omdlał. Kula trafiła go w brzuch. Bill szybko od niego odszedł. Podszedł do Toma. Jego kula trafiła w płuca, albo tuż obok. Bill jeszcze nie wiedział. Tom był nieprzytomny. Bill odszedł do niego. Jeszcze żył. Czuł to. Łza popłynęła mu po policzku. Bill przytulił brata. Nagle blondyn oprzytomniał. Wiedział co się stało. Nie żalił się nawet, że go boli.
- Bill? Nie martw się... Jeszcze wszystko będzie dobrze... – powiedział Tom, patrząc na brata. Czuł, że widzi go ostatni raz.
- Tom... Nie... Jeszcze nie czas. Jeszcze się ze mną nie żegnaj, słyszysz? Jeszcze nie... – odpowiedział bratu Bil, choć nie zdawało mu się, że to co mówi, jest na darmo, nie wiedział.
- Bill... Wiedz, że zawsze będę Ci pomagał, we wszystkim, zawsze... – chłopak nie skończył, omdlał.
- Tom... Jeszcze nie... Tom! Tom! Tom... – Bill rozpłakał się jak małe dziecko, ściskając w ręce zakrwawioną koszule brata. Szybko jednak wziął się w garść. Musiał przecież zadzwonić po karetkę.
Bill szybko wstał, i zdzwonił po karetkę.
ROZMOWA BILLA PRZEZ TELEFON:
- Dzień dobry... Chce wezwać karetkę... Berlin, ulica Einstaina 5. – powiedział Bill, powstrzymując przez zęby łzy.
- A możemy wiedzieć co się stało? – zapytała się rozmówczyni.
- Strzelanina. Dwie osoby poszkodowane... Szybko! Jeden z nich to mój brat! On umiera... Szybko... – Bill nie wytrzymał, i rozpłakał się do słuchawki.
- Ooo... Karetka? Hehe... Pożegnaj się z życiem, kochaniutki... – nagle Jim oprzytomniał, i wymierzył pistoletem w Billa.
- Aaa... – Bill zawył z bólu, puszczając słuchawkę, kula utknęła w ramieniu chłopaka.
- Jeszcze kiedyś Cię... – Jim nie dokończył, zmarł, lub unieprzytomniał. Bil tego nie wiedział... Podszedł do brata, zdjął go jedną ręką ze schodów, i położył na podłodze. Objął go, i znów łza spłynęła mu po policzku. Za około 10, może 15 minut, przyjechała karetka. Toma zawieźli do szpitala, razem z Billem. Jimiego zawieźli trzecią karetką.
SZPITAL, GODZINA 15.00:
Do szpitala przyszła Andrea, z listem w ręku, i twarzą całą zapłakaną... Weszła do sali, gdzie leżał Bill.
- Bill, przepraszam... – dziewczyna rozpłakała się kompletnie.
- Ale ty nie masz za co mnie przepraszać! – odpowiedział Bill, i chwycił ją za rękę, lecz ona szybko ją wyrwała.
- Tutaj, w tym liście jest wszystko wyjaśnione... – odpowiedział dziewczyna, i podała Billowi list.
- Ale co wyjaśnione? O co tu chodzi? – Bil nic już nie rozumiał.
- Wszystko zrozumiesz, jak przeczytasz ten list... Zastosuj się do jego wskazówek Bill, proszę Cię... – odpowiedziała dziewczyna.
- Ale Andrea, jakich wskazówek? O czym ty mówisz? – niecierpliwił się Bill.
- Nie spotykaj się już ze mną... To nie ma sensu... Wybacz... – szatynka opuściła salę, i wybiegła na korytarz, rozpłakał się. Nie chciał tego, ale musiała... Musiała, nie było innego wyjścia...
- Ale Andrea!!! Zaczekaj! – krzyczał Bill, ale już na próżno... Andrea’y już nie było w tej sali. Chłopak już wiedział, co zawiera ten list. Nie chciał go otwierać, ale musiał. Musiał, innego wyjścia nie znał z tej sytuacji...

sobota, 13 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 14

A więc. Dziękuję za wszystkie komentarze. Na prawdę wielkie dzięki :)
Proszę też wszystkich o jeszcze większe komcie pod notką :D Chcę ich widzieć masę :P
A teraz zapraszam wszystkich na kolejną część ;)




Kiedy Bill wrócił, Tom był na imprezie. On postanowił się położyć, był zmęczony. W końcu to był ciężki dzień, a więc nic dziwnego... Bil położył się, i od razu zasnął, jak zabity.
GODZINA 11.00; DWA DNI PÓŹNIEJ; DOM KAULITZÓW:
- Bill, mógłbyś mi zrobić mocna kawę? Wczoraj była impra w klubie, wiesz tym nowym... Trochę za długo posiedziałem, i wiesz... – Tom nie dokończył. Zobaczył, że Billa nie ma, od razu dostał dziwnych uczuć, które mówiły mu, że coś się stanie, lub już stało... Nie wiedział. – Bill?!!! Bi...
- Jak się tylko ruszysz, zabije cię... – powiedział jakiś brunet, który wyskoczył nagle zza drzwi. Wyciągnął pistolet. Toma od razu ogarnęło przerażenie. Nie wiedział co robić. Podniósł ręce ku górze, ale wydawało mu się, że i to nie jest zbędne.
- Ale... Yyy... Co to za cyrk? Co się tu dzieje? – zapytał Tom, nic już nie rozumiejąc.
- To braciszek ci nie powiedział? Uuu... To się pewnie już nie dowiesz... Już będzie za późno... Hahaha... – zaśmiał się brunet.
- O co tu chodzi?! Powie mi ktoś to do cholery, czy mam zgadywać?!!! - krzyczał już dość zdenerwowany Tom.
- Po pierwsze to nie krzycz!!! A po drugie to... – brunet nie dokończył.
- A po drugie to co? Zabijesz mnie? Dobre! Wiesz, już dawno nie słyszałem tak dobrego kawału! - odpowiedział Tom, udawając, że się śmieje.
- Z ust mi to wyjąłeś! I jeszcze coś... Ja nigdy nie kłamię, chłopczyku, wiesz? – odpowiedział brunet.
- Tylko nie chłopczyku, ok.?!!! – wykrzyczał Tom.
- A jak? Panie chłopczyku? A może drogi panie chłopczyku, co? – brunet znów się zaśmiał.
- Żadne z tych opcji. – odpowiedział krótko i sucho Tom.
- Aaa... A więc masz własną propozycje, tak? A no posłuchajmy, posłuchajmy, co masz do powiedzenia... – brunet mówiąc to, popatrzył na Toma, jak na małego, nic nieznaczącego chłopczyka, który mówi od rzeczy, i tak właśnie Tom poczuł się w tej chwili.
- No to proszę, abyś mówił do mnie drogi panie Tomie Kaulitz. – odpowiedział poważnie blondyn.
- A ja jestem dla ciebie pan, jak coś... Nie zwracaj się do mnie po imieniu, dobrze? – odpowiedział poważnie brunet.
- Bo co mi zrobisz? – zapytał się z pogardą blondyn.
- Zabije Cię, chłopczyku... – zaśmiał się brunet.
- Gdybyś chciał mnie zabić, już byś to zrobił... – odpowiedział z pogardą w głosie, i powagą blondyn.
- Przyjemnie mi się z tobą chłopczyku, i tyle... Ale od tego na pewno nie uciekniesz... – odpowiedział mu brunet.
- A mi z tobą nie, jakbyś chciał wiedzieć... W ogóle jakiś jesteś dziwny... I chciałbym wreszcie wiedzieć po co tu naprawdę przyszedłeś? – zapytał się już dość zniecierpliwiony Tom.
- Naprawdę chciałbyś wiedzieć? – zapytał się brunet, i popatrzył się tak jakoś dziwnie na Toma, tak, że on poczuł się znów jak mały chłopczyk, lecz tym razem jakby był jakiś niedorozwinięty.
- No... Nie pytał bym się, jakbym nie chciał, no nie? – odpowiedział Tom, trochę zdziwiony tym pytaniem.
- Dobrze. Powiedzieć ci, po co tu naprawdę przyszedłem? – zapytał się już na poważnie brunet.
- No słucham... Po co? Bo na pewno nie zabić mnie... – odpowiedział Tom, i opuścił ręce.
- A raczej poczuj, chłopczyku... Poczuj... – brunet znów się zaśmiał, lecz teraz krótko, i wymierzył pistolet w stronę Toma.W tej chwili do domu po cichu wszedł Bill. Kiedy wszedł do salonu zobaczył mężczyznę mierzącego pistoletem w Toma. Natychmiast rzucił się na niego... Niestety, on już strzelił... Tom sturlał się ze schodów. Krwawił...

poniedziałek, 1 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 13

I kolejna część :P Jak się podoba opo? ;)


Kiedy Tom tylko wszedł do mieszkania, przeraził się... Cały dom był jednym, wielkim burdelem, którego nie widział nigdy przedtem nawet sam on. Natychmiast jego uwagę przykuła mała koperta. Podszedł do niej... Wziął ja w ręce... Była zaadresowana do Billa, Billa Kaulitza, jego brata... Jakoś nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł, ale musiał... Nie miał tym razem wyboru... Ale co się stało? O co chodzi? Czy to jakaś gra? Tom zadawał sobie miliony pytań. Na żadne nie znał odpowiedzi. Nagle jego intensywne myślenie przerwały drzwi. Ktoś wszedł. Tom natychmiast poderwał się z miejsca. Był to Bill.
- Tom! Coś ty zrobił z mieszkaniem?!!! To mi przypomina burdel, nie dom! – krzyczał Bill, nagle spostrzegł, że brat nie odbiera jego słów.
- Bill, zatrzymaj się na chwile... Tutaj masz kopertę... Nie wiem co zrobiłeś, ale to śmieszne nie jest... – mówiąc to, blondyn podał kopertę bratu.
- Co to jest­­? – zapytał się Bill z przerażeniem w oczach.
- Nie wiem... Nie czytałem... Ale mógłbyś mi powiedzieć o co tu chodzi? – zapytał się Tom, ale brat jakby był nieobecny.
„Drogi panie Kaulitz...
Bardzo chciałbym pana prosić, aby pan odpieprzył się od mojej dziewczyny, Andrea’y Gustaffson. Jeżeli pan tego nie zrobi, cos może się stać, a tego chyba pan nie chce, prawda? No, a więc ma pan na to 48 godzin, jeżeli nie... To już pan wie. A więc miłego zrywania, albo cierpienia panie Billu Kaulitz...
Rzetelny pan”
- Bill, o co tu chodzi do jasnej cholery?!!! – wykrzyczał Tom.
- Wierz mi... Lepiej nie wiedzieć... Ale teraz nie czas. Trzeba tu wszystko posprzątać. Ja musze gdzieś iść. Ty sprzątaj – ja idę... Wrócę za dwie godziny. – powiedział Bill, i wybiegł z domu, trzaskając drzwiami...
I tak Tom został sam. Bill, w tym czasie, pobiegł szybko do Izabeal.
- Izabeal. Cześć. Opowiedz mi wszystko o tym, jak mu tam... No nie wiem... – zawahał się Bill.
- Cześć... A co ty tu robisz? – zapytała się Izabeal, kompletnie nie wtajemniczona.
- Opowiedz mi o chłopaku Andrea’y... Takim, co z nim zerwała pół roku temu.... Chodziła z nim chyba jakieś dwa lata... Nie wiem... Wiesz, kto to taki? – zapytał się Bill.
- No oczywiście, że wiem... Jak mogłabym nie wiedzieć! Ale po co Ci to? – zapytała się dziewczyna.
- Nie ważne... Powiesz, czy nie?! – denerwował się Bill.
- No powiem, ale... – nie dokończyła Izabeal.
- No to mów! – odpowiedział Bill, i usiadł na krześle obok.
- Dobra... Nie denerwuj się tak... Spokojnie... – odpowiedziała dziewczyna.
- Gadasz, czy nie?!!! – niecierpliwił się chłopak.
- Ok., już... A więc tak... Nazywa się Jim Bucket. Ma teraz, chyba, 19 lat... Jest narkomanem, właśnie dlatego Andrea z nim zerwała... Kiedy to odkryła, powiedziała, że jeżeli się nie poprawi, to z nim zerwie... Mówiła tak chyba z dziesięć razy, aż do momentu kiedy zobaczyła go kompletnie naćpanego, z leżącymi obok niego dwiema dziewczynami... Najprawdopodobniej z dziwkami... Kiedy ona z nim zerwała, on zagroził, że ją zabije, jeżeli do niego nie wróci... Nawet raz próbował podpalić jej dom, ale nie udało mu się to za bardzo, jakoś... Od tego czasu nie robił takich numerów... Ale dlaczego mnie o to pytasz? – zapytała się dziewczyna, nic już nie rozumiejąc, i nawet nic nie podejrzewając...
- Nie ważne... Dzięki... Część. – rzucił Bill, i wyszedł.
Bill poszedł do parku, musiał wszystko przemyśleć... Później wrócił do domu, położył się na łóżku, i od razu usnął, zupełnie inaczej, niż jego brat, który poszedł na imprezę do jakiegoś nowego klubu w mieście...