Cześć wszystkim!!!

Hejka, witam wszystkich na moim blogu. Jest to blog z moim opowiadaniem. Dobra, aby tu dłuzej nie gadać, powiem tylko ZAPRASZAM!
Karola

niedziela, 31 sierpnia 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 12

I nowa część. XD Dedykacja dla moich czytelników, którzy wiernie wytrzymali te pół roku :D



Bill pobiegł za Andrea’ą, która jakby nie reagowała... Raczej się temu nie dziwił. Rozumiał ją. Rozumiał ją, jak nikt inny na tym świecie. Kochał ją. Andrea czuła się przy nim najszczęśliwsza na świecie, nawet jeżeli działo się coś strasznego, okropnego... Czuła się przy nim tak beztrosko... Czuła, że może wtedy wszystko... I tym razem tak było. Ale szara rzeczywistość musiała ją wyrwać z tego szczęścia, musiała...
ULICA, OBOK SZPITALA:
Nagle ktoś chwycił Andrea’e za rękę.
- Andrea... Zaczekaj, proszę Cię... – Bill chwycił szatynkę za rękę.
- Po co? Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? – zapytała się dziewczyna.
- Nie, ale... – brunet nie dokończył.
- Ale co? Puść mnie... Nie idę do Izabeal. – powiedziała szatynka, i wyrwała swoją rękę z dłoni Billa.
- Czekaj... A więc gdzie idziesz? – zapytał się chłopak.
- Przed siebie... – odpowiedziała dziewczyna, nie skłonna do rozmowy.
- Zaraz, zaraz... A więc gdzie idziesz? Nie uważasz, że powinniśmy powiedzieć wszystko Izabeal? – zapytał się brunet.
- Nie... – odpowiedziała niechętnie szatynka. – Ty nic nie rozumiesz... Zostaw mnie...
- Ale co mam rozumieć? Tu nic nie ma do rozumienia... – odpowiedział brunet.
- Jest, tylko ty o tym jeszcze nie wiesz... I lepiej, żebyś nie wiedział... – odpowiedziała szatynka.
- Ale... – zaczął Bill, lecz nie skończył...
- Nic nie rozumiesz! Nic... Ja tego kogoś znam... Znam, i to osobiście... Tu chodzi o mnie, nie o nią, nie o Toma, nie o Ciebie... O mnie... O mnie, i tylko o mnie... Rozumiesz? – zapytała się dziewczyna.
- Nie, nie za bardzo... Jak to o Ciebie? Dlaczego nie otruł Ciebie? Ja już nic nie rozumiem... – poddał się Bill, i usiadł na ławce obok.
- Kiedyś chodziłam z tym kimś... Kiedy z nim zerwałam, on powiedział, że jeszcze do niego wrócę, jak nie prośbą, to siłą... Wyśmiałam go. Nie wiedziałam, że on mówi poważnie, że nie kłamie... Od tego czasu minęło już około pół roku. Myślała, że już zapomniał o mnie, o całej tej sprawie. Myliłam się... I to bardzo... Nie mówiłam jeszcze tego nikomu. Jesteś pierwszy... – opowiedziała dziewczyna.
- A... A jak się rozstaliście??? – zapytał Bill
- Dowiedziałam się, że bierze narkotyki. Dowiedziałam się właśnie tego od Izabeal. On pewnie się teraz na niej zemścił. Na niej, i na mnie... Ale i tak boję, się, że na tym nie zaprzestanie swojej okrutnej zemsty... Że to dopiero początek... Ale wiesz co jest najgorsze? – zapytała się szatynka.
- Nie... – odpowiedział farbowany brunet.
- To, że chodziłam z nim te pieprzone dwa lata... Dwa lata mojego życia zostały zmarnowane... – rozpłakała się szatynka.
- Nie płacz. – Bill mówiąc to, objął ją, i pocałował w policzek.
Nagle podszedł do nich Tom.
- Ej, no dosyć już tych czułości... Idziemy, czy nie? – zapytał się blondyn.
- Nie... – odpowiedziała szatynka.
- Dlaczego? – zdziwił się Tom.
- Czy wy, Kautlizowie, musicie zadawać tak dużo pytań? – zapytała się szatynka.
- Ale... Dlaczego? – zapytał się Tom.
- Dlatego, że nie! Koniec! Nie rozumiesz, co to znaczy?!!! – zapytała się, a raczej wykrzyczała szatynka.
- Ale... – Tom nie dokończył.
- Tom, przestań, proszę Cię... Nie rozumiesz, co znaczy słowo nie? Nie rozumiesz, naprawdę? – zapytał się Bill, znając już odpowiedź.
- No rozumiem... – odpowiedział kompletnie już skołowany Tom.
- No to jak rozumiesz, to nie zadawaj już pytań, ok.? – powiedział Bill do Toma.
- No dobra, ale... – Tom nie dokończył.
- Idziesz do domu. Masz tu kluczyki. – w tym momencie, mówiąc to, Bill rzucił Tomowi kluczyki.
- Dobra... To na razie... – odpowiedział Tom, i zawrócił w stronę domu.
- A ty chodź... Pójdziemy do domu... – odpowiedział Bill przytulił szatynkę do siebie.