Cześć wszystkim!!!

Hejka, witam wszystkich na moim blogu. Jest to blog z moim opowiadaniem. Dobra, aby tu dłuzej nie gadać, powiem tylko ZAPRASZAM!
Karola

poniedziałek, 22 grudnia 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 27

Hej. Jestem trochę zawiedziona, ponieważ nikt się nie wysilił i skomentował poprzedniej notki. Trochę to wszystko jest bez sensu. Jeżeli czytacie, to skomentujcie! Dużo wam czasu to nie zajmie, a mnie pozwoli dokonać popraw w opowiadaniu. Ale nie ograniczajcie się do komentarza "Fajny odcinek. Czekam na nexta". Wyraźcie coś z siebie, wcale nie musi być dużo! No na tyle.
Długo nie pisałam, bo nie mam czasu. I tak będzie w najbliższej przyszłosci, ze notki nie bedą pojawiały się regularnie. No cóż... Trochę braki w czasie i tyle.






W TYM CZASIE U IZABEAL:
Izabeal nie mogła nadal uwierzyć w to, co zrobiła Andrea – dalej spotyka się z tym dupkiem, który ją zranił. Postanowiła wszystko powiedzieć Billowi. On też powinien o tym wiedzieć.
- Cześć Bill. Tu Izabeal.
- Hej. Coś się stało?
- Możemy się spotkać?
- Możemy, ale kiedy?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Dzisiaj?!
- Tak, dzisiaj, przyjedź po mnie o 19.00, pojedziemy gdzieś do baru. Zdążysz?
- Tak, ale...
- No to na razie.
- Na razie...
No i teraz tylko się wyszykować, jak jej się będzie chciało, i czekać na Billa.
DOM ANDREA’Y, GODZ. OK. 17.30:
Już było po wszystkim. Andrea zamknęła się w łazience, zaczęła mocno płakać. Z resztą nie ma się co dziwić - Jim ją zgwałcił. Dlaczego nie mogła pójść po to głupie piwo?! Nie byłoby teraz tak, jak jest! Tak okropnie, strasznie... Czuła się podle. Myślała, że to jej wina. Zastanawiała się, co będzie dalej. Czy powie komuś? Jeżeli tak, to komu? Najbliższą jej sercu był Bill, ale on dowiedzieć się nie mógł. Izabeal też nie, bo ona mogłaby wszystko wygadać Billowi. Pozostawał jeszcze Gustav, Georg, no i Tom... Ale nie, oni wszyscy mogą wygadać wszystko Billowi. A więc nie zostawał jej nikt, kto mógłby jej wysłuchać. Nikt, nikt, nikt... W takich chwilach chciałaby znać kogoś, kto na 100% nie wygadałby tego nikomu, a tym bardziej Billowi.
Andrea siedziała tak i płakała już dwie godziny. Już nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Wzięła tabletki... Najpierw, jedną, drugą, a teraz już całą garść. Wyłykała już prawie całe opakowanie. Upadła na podłogę. Była nieprzytomna.
W TYM SAMYM CZASIE W BARZE, GDZIE SPOTKALI SIĘ BILL I IZABEAL:
- Muszę Ci coś ważnego powiedzieć o Andrea’i. – zaczęła Izabeal.
- Co takiego?! Czy coś jej się stało?! - przejął się na maxa Bill.
- Nie wiem, ale może... Ona znów spotyka się z Jimem.
- Że co?!
- Ona znów spotyka się z Jimem. Robi to dla Ciebie. Powiedziała, że robi to dla Ciebie, mnie i Toma, i wszystkich tych, co „przez nią” byli poszkodowani, chociaż każdy wie, że to wszystko przez Jima, ale ona zawsze musi brać całą winę na siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć! Nie, to nie może być prawda!
- Może, nie może... To nieważne. To jest prawda Bill, niestety...
- Jadę do niej.
- Jadę z Tobą.
- Chodź.
Bill i Izabeal pojechali razem do Andrea’y.
ZA 20 MINUT, DOM ANDREA’Y:
- Andrea! – wołał Bill.
- Andrea! – wołała Izabeal.
- Andrea! – zawołał Bill, otwierając drzwi od łazienki, gdzie leżała nieprzytomna Andrea. – Tutaj jest! Szybko! Izabeal! Ona jest nieprzytomna!
- Co?!
- Szybko, dzwoń po karetkę! – Bill wziął głowę Andrea’i na swoje kolana i odgarniał jej włosy. – Proszę, kochanie, obudź się...
- Karetka już wezwana. Zaraz będą. – oznajmiła Izabeal.
- Dobra.
- Nadal się nie obudziła?
- Nie.
- Co to jest? – powiedziała Izabeal, zauważając, że Andrea trzyma w dłoni pudełko od tabletek, prawie puste.
- Andrea chciała popełnić samobójstwo...? – przeraził się Bill.Coś tu się stało, i mam przeczucie, że w tym wszystkim udział brał Jim...

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 26

Ło matulo.
Możecie bić. Ale proszę – nie mocno xd
Długo mnie nie było, wiem. Ale to dlatego, że coś się z bloggerem stało! Przez ten problem przez ponad miesiąc nie mogłam się w ogóle zalogować. Nie wiem jakim cudem to mi się dzisiaj udało, no ale nie będę wnikać xd
A teraz, kiedy nie mam nic już chyba do powiedzenia sensownego (może oprócz tego, że jestem chora), to przejdę do konkretów. A dokładniej, do notki. :)







W TYM CZASIE U IZABEAL:
Izabeal nie mogła nadal uwierzyć w to, co zrobiła Andrea – dalej spotyka się z tym dupkiem, który ją zranił. Postanowiła wszystko powiedzieć Billowi. On też powinien o tym wiedzieć.
- Cześć Bill. Tu Izabeal.
- Hej. Coś się stało?
- Możemy się spotkać?
- Możemy, ale kiedy?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Dzisiaj?!
- Tak, dzisiaj, przyjedź po mnie o 19.00, pojedziemy gdzieś do baru. Zdążysz?
- Tak, ale...
- No to na razie.
- Na razie...
No i teraz tylko się wyszykować, jak jej się będzie chciało, i czekać na Billa.
DOM ANDREA’Y, GODZ. OK. 17.30:
Już było po wszystkim. Andrea zamknęła się w łazience, zaczęła mocno płakać. Z resztą nie ma się co dziwić - Jim ją zgwałcił. Dlaczego nie mogła pójść po to głupie piwo?! Nie byłoby teraz tak, jak jest! Tak okropnie, strasznie... Czuła się podle. Myślała, że to jej wina. Zastanawiała się, co będzie dalej. Czy powie komuś? Jeżeli tak, to komu? Najbliższą jej sercu był Bill, ale on dowiedzieć się nie mógł. Izabeal też nie, bo ona mogłaby wszystko wygadać Billowi. Pozostawał jeszcze Gustav, Georg, no i Tom... Ale nie, oni wszyscy mogą wygadać wszystko Billowi. A więc nie zostawał jej nikt, kto mógłby jej wysłuchać. Nikt, nikt, nikt... W takich chwilach chciałaby znać kogoś, kto na 100% nie wygadałby tego nikomu, a tym bardziej Billowi.
Andrea siedziała tak i płakała już dwie godziny. Już nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Wzięła tabletki... Najpierw, jedną, drugą, a teraz już całą garść. Wyłykała już prawie całe opakowanie. Upadła na podłogę. Była nieprzytomna.
W TYM SAMYM CZASIE W BARZE, GDZIE SPOTKALI SIĘ BILL I IZABEAL:
- Muszę Ci coś ważnego powiedzieć o Andrea’i. – zaczęła Izabeal.
- Co takiego?! Czy coś jej się stało?! - przejął się na maxa Bill.
- Nie wiem, ale może... Ona znów spotyka się z Jimem.
- Że co?!
- Ona znów spotyka się z Jimem. Robi to dla Ciebie. Powiedziała, że robi to dla Ciebie, mnie i Toma, i wszystkich tych, co „przez nią” byli poszkodowani, chociaż każdy wie, że to wszystko przez Jima, ale ona zawsze musi brać całą winę na siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć! Nie, to nie może być prawda!
- Może, nie może... To nieważne. To jest prawda Bill, niestety...
- Jadę do niej.
- Jadę z Tobą.
- Chodź.
Bill i Izabeal pojechali razem do Andrea’y.
ZA 20 MINUT, DOM ANDREA’Y:
- Andrea! – wołał Bill.
- Andrea! – wołała Izabeal.
- Andrea! – zawołał Bill, otwierając drzwi od łazienki, gdzie leżała nieprzytomna Andrea. – Tutaj jest! Szybko! Izabeal! Ona jest nieprzytomna!
- Co?!
- Szybko, dzwoń po karetkę! – Bill wziął głowę Andrea’i na swoje kolana i odgarniał jej włosy. – Proszę, kochanie, obudź się...
- Karetka już wezwana. Zaraz będą. – oznajmiła Izabeal.
- Dobra.
- Nadal się nie obudziła?
- Nie.
- Co to jest? – powiedziała Izabeal, zauważając, że Andrea trzyma w dłoni pudełko od tabletek, prawie puste.
- Andrea chciała popełnić samobójstwo...? – przeraził się Bill.
- Coś tu się stało, i mam przeczucie, że w tym wszystkim udział brał Jim...

Zawsze jest ta druga strona... cz. 26

Ło matulo.
Możecie bić. Ale proszę – nie mocno xd
Długo mnie nie było, wiem. Ale to dlatego, że coś się z bloggerem stało! Przez ten problem przez ponad miesiąc nie mogłam się w ogóle zalogować. Nie wiem jakim cudem to mi się dzisiaj udało, no ale nie będę wnikać xd
A teraz, kiedy nie mam nic już chyba do powiedzenia sensownego (może oprócz tego, że jestem chora), to przejdę do konkretów. A dokładniej, do notki. :)






W TYM CZASIE U IZABEAL:
Izabeal nie mogła nadal uwierzyć w to, co zrobiła Andrea – dalej spotyka się z tym dupkiem, który ją zranił. Postanowiła wszystko powiedzieć Billowi. On też powinien o tym wiedzieć.
- Cześć Bill. Tu Izabeal.
- Hej. Coś się stało?
- Możemy się spotkać?
- Możemy, ale kiedy?
- Najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Dzisiaj?!
- Tak, dzisiaj, przyjedź po mnie o 19.00, pojedziemy gdzieś do baru. Zdążysz?
- Tak, ale...
- No to na razie.
- Na razie...
No i teraz tylko się wyszykować, jak jej się będzie chciało, i czekać na Billa.
DOM ANDREA’Y, GODZ. OK. 17.30:
Już było po wszystkim. Andrea zamknęła się w łazience, zaczęła mocno płakać. Z resztą nie ma się co dziwić - Jim ją zgwałcił. Dlaczego nie mogła pójść po to głupie piwo?! Nie byłoby teraz tak, jak jest! Tak okropnie, strasznie... Czuła się podle. Myślała, że to jej wina. Zastanawiała się, co będzie dalej. Czy powie komuś? Jeżeli tak, to komu? Najbliższą jej sercu był Bill, ale on dowiedzieć się nie mógł. Izabeal też nie, bo ona mogłaby wszystko wygadać Billowi. Pozostawał jeszcze Gustav, Georg, no i Tom... Ale nie, oni wszyscy mogą wygadać wszystko Billowi. A więc nie zostawał jej nikt, kto mógłby jej wysłuchać. Nikt, nikt, nikt... W takich chwilach chciałaby znać kogoś, kto na 100% nie wygadałby tego nikomu, a tym bardziej Billowi.
Andrea siedziała tak i płakała już dwie godziny. Już nie mogła sobie z tym wszystkim poradzić. Wzięła tabletki... Najpierw, jedną, drugą, a teraz już całą garść. Wyłykała już prawie całe opakowanie. Upadła na podłogę. Była nieprzytomna.
W TYM SAMYM CZASIE W BARZE, GDZIE SPOTKALI SIĘ BILL I IZABEAL:
- Muszę Ci coś ważnego powiedzieć o Andrea’i. – zaczęła Izabeal.
- Co takiego?! Czy coś jej się stało?! - przejął się na maxa Bill.
- Nie wiem, ale może... Ona znów spotyka się z Jimem.
- Że co?!
- Ona znów spotyka się z Jimem. Robi to dla Ciebie. Powiedziała, że robi to dla Ciebie, mnie i Toma, i wszystkich tych, co „przez nią” byli poszkodowani, chociaż każdy wie, że to wszystko przez Jima, ale ona zawsze musi brać całą winę na siebie.
- Nie mogę w to uwierzyć! Nie, to nie może być prawda!
- Może, nie może... To nieważne. To jest prawda Bill, niestety...
- Jadę do niej.
- Jadę z Tobą.
- Chodź.
Bill i Izabeal pojechali razem do Andrea’y.
ZA 20 MINUT, DOM ANDREA’Y:
- Andrea! – wołał Bill.
- Andrea! – wołała Izabeal.
- Andrea! – zawołał Bill, otwierając drzwi od łazienki, gdzie leżała nieprzytomna Andrea. – Tutaj jest! Szybko! Izabeal! Ona jest nieprzytomna!
- Co?!
- Szybko, dzwoń po karetkę! – Bill wziął głowę Andrea’i na swoje kolana i odgarniał jej włosy. – Proszę, kochanie, obudź się...
- Karetka już wezwana. Zaraz będą. – oznajmiła Izabeal.
- Dobra.
- Nadal się nie obudziła?
- Nie.
- Co to jest? – powiedziała Izabeal, zauważając, że Andrea trzyma w dłoni pudełko od tabletek, prawie puste.
- Andrea chciała popełnić samobójstwo...? – przeraził się Bill.
- Coś tu się stało, i mam przeczucie, że w tym wszystkim udział brał Jim...

piątek, 7 listopada 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 25

Hejoo! Niespodziewana notka ;) Ale no tak wychodzi, jak się ma dużo czasu wolnego xd No może prawie dużo czasu wolnego xd
A jutro mam wsytęp w KDK-u :P Będę śpiewać w chórku xd Trzymajcie sie narody na mój śpiew xd No, ale to jutro.
A kiedy następna notka? Może w poniedziałek, jak mi się uda z czasem wyrobić ;) No to chyba już na tyle, co chciałam tak ode mnie powiedzieć, a teraz zapraszam an następną notkę :D





Kiedy Izabeal była z Tomem, Andrea w tym czasie w domu. Płakała. Nie wytrzymywała już tego całego napięcia związanym z nią, Jimem i Billem. Jeszcze nie dawno jej życie było takie spokojne... Teraz przypominało jeden wielki horror kryminalny. Nie mogła już tego wszystkiego znieść. Przez ostatnie tygodnie przychodziły do niej nawet myśli samobójcze... To całe życie otaczające ją w około już ją wykańczało, doprowadzało do ciągłego płaczu po kątach, smutkach... W końcu podjęła decyzję, która będzie najlepsza dla wszystkich, choć może nie dla niej. Pójdzie do Jima i zgodzi się na to powalone chodzenie, za które ten ten owy pieprzony chłopak gotów jest zabić wszystkich na tym świecie. Bez wyjątku. Nawet ją i siebie.
Otarła łzy. Umyła twarz. Teraz już prawie w ogóle nie było widać, że płakała. Na szczęście. Zdecydowana poszła do Jima, do jego domu.
- Cześć. – Jim otworzył drzwi.
- Witaj złotko... – Jim pociągnął ją za rękę do środka.
- Przyszłam Ci coś powiedzieć... – zaczęła Andrea.
- No słucham, słucham... – powiedział Jim, i usiedli oboje na kanapie w pokoju Jima, po czym on przysunął się bardzo do niej. – A więc chcesz ze mną chodzić, tak...?
- Tak... – powiedziała Andrea i odwróciła głowę w drugą stronę, choć nie na długo bo Jim zaraz ją odwrócił do siebie, i zaczął całować.
- Kochanie... Chyba dopiero teraz poczułaś, że naprawdę do siebie pasujemy, i nic tego już nie zmieni... Nawet ten cholerny pieprzony Kaulitz.
- Taaa...
- Moja kochana Andrea... Chyba wreszcie zmądrzałaś od naszego ostatniego spotkania... Prawda? – powiedział Jim do niej czekając na odpowiedź, nie usłyszał jej, więc powtórzył jeszcze raz z większym naciskiem. – Prawda?!
- Tak... – odpowiedziała Andrea.
- No... I tak masz mówić złociutka – chłopak powoli zaczął ją całować...
- Jim, przestań... – ....lecz ona natychmiast go od siebie odsunęła.
- Co przestań? Kochanie... Jeżeli jesteśmy już parą powinniśmy pójść na całego... Nie wiem dlaczego jesteś taka dla mnie. Jeżeli nie to nie, ale powinnaś wiedzieć, że nie postępujesz fair...
- Wiem, ale...
- Ale co...?
- Nie jestem dzisiaj w nastroju.
- No to, to powinno Ci poprawić nastrój złociutka...
- Wiem, ale zrozum... Nie dzisiaj.
- Dobrze, ale nie możemy przed tym uciekać. Nie jesteś już małym dzieckiem, Andrea. Powinnaś już to mieć na koncie...
- Ale nie rozumiesz, że ja dzisiaj nie mogę?!
- Nie krzycz! Dobrze?! – Jim przysunął ja bardziej do siebie, przy czym dziewczyna poczuła dużą dawkę narkotyków branych jakieś dwie godziny temu.
- Przepraszam...
- No...! Ja myślę! W tym momencie powinienem na Ciebie nie zwracać uwagi i zrobić to, co ja chcę. Masz szczęście, że ja nie jestem taki i umiem zrozumieć ludzi, złotko... – Jim puścił wreszcie Andrea’e.
- Ja już muszę iść. Pa... – Andrea wyszła szybko od Jima i szybko pobiegła do swojego domu.
Andrea była w domu na jakąś godzinę 21.00.
Izabeal – na 22.00.I tak zakończył się ten kolejny popieprzony dzień (względem Andrea’y), i wspaniały (względem Izabeal).

wtorek, 4 listopada 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 23+24

Hej! Wiecie, że będę śpiewała niedługo w KDK-u w Kutnie i w Ratuszu! To pierwsze już w sobotę, a to drugie - we wtorek ;) Życzcie mi szczęścia ;P
A co u Was?
Dobra, wiem. Przynudzam. Więc przejdźmy do rzeczy.

1. Chciałabym napisać nowe opowiadanie. Kto by czytał? ;) O czym? O...dziewczynie, która trenowała sport. Jedank to nie przynosiło jej radości, mimo wielu zwycięstw. Później przeprowadza się tam gdzieś (najprawdopodobniej do Niemiec, ale jeszcze jest opcja do USA - wybierzcie :P ) i dalej to się potoczy... ;)

2. Kolejna część? Taka dawna i tam łoo^^ Nie podoba mi się, ale dobra xd A tak wogóle to chyba kolejne części :P






I tu ulice się rozbiegają. Jedna idzie do baru, druga do centrum handlowego, miejsca które najczęściej było odwiedzane przez Izabeal. Teraz trzeba było tylko szybko pobiec w inną stronę, w stronę baru, no a później szubko do parku. Temu wszystkiemu przygląda się pewien chłopak, chłopak którego Izabeal znała już wcześniej. Może nie najlepiej, ponieważ widzieli się tylko raz, może dwa razy, ale znała go dość dobrze, aby go już znienawidzić, chociaż ta nienawiść minęła już jej dawno, i tak w sercu pozostawało nie miłe uczucie złości, która pozostała. Chłopak ten przyjechał specjalnie dla niej, aby z nią porozmawiać o tym co zaszło tego lata w Berlinie, czyli o marihuanie, którą jej podał... Na pewno nie łatwo się domyślić, że tym chłopakiem był Tom Kaulitz.
Izabeal szła szybko. Tom musiał biec (czego nie lubił) aby ją dogonić. Złapał ją mocno za rękę. Zatrzymali się oboje. Izabeal znała ten dotyk, przecież wiedziała kto ją naćpał tego pechowego dnia. Obejrzała się powoli za siebie.
- Cześć. – zagadał Tom.
- Cześć. – odpowiedziała niechętnie Izabeal.
- Możemy pogadać...? – zapytał nieśmiało Tom.
- Przecież rozmawiamy... – odpowiedziała drwiąco Izabeal. Nadal była na niego zła, ale coś jej mówiło, że kochana tego drania.
- ...Na osobności... – dokończył Tom.
- Ale gdzie tutaj jest osobność? Na chacie nie mogę, bo mama jest, no chyba, że mówisz o ściekach pod nami, ale chyba i tam także są ludzie, naprawiający tą prymitywna kanalizację... – Izabeal nie dokończyła, przerwał jej Tom.
- Wynająłem hotel, tutaj, dwie ulice obok.
- Mówisz o „Katerine”? – zapytała z niedowierzaniem Izabeal.
- No tak, tak... – powiedział szybko Tom.
- Tam? To jeden z najekskluzywniejszych hoteli w Niemczech!
- No i... – Tom nadal nie wiedział o co chodzi Izabeal.
- I ty chcesz mnie tam zaprosić? – niedowierzała blondynka.
- No tak...
- Mnie?
- Tak. Ciebie...
- Mnie?
- No ta.
- Mnie? Naprawdę mnie?
- Tak, naprawdę Ciebie.
- Ale tak na serio, serio mnie?
- No tak.
- Ale na serio?
- Tak, na serio.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Nie kłamiesz?
- Nie...
- Mnie?
- No tak! – Tom nie wytrzymał. – Czy coś Ci nie pasuje?
- Nie, nic... Tylko, że... Nikt mnie jeszcze w takie miejsca nie zaprosił.
- Dobra, to ja będę pierwszy. – zaśmiał się Tom, a po chwili dodał. – Idziesz?
- Dobra, tak, idę. – odpowiedziała dziewczyna.
Tom wziął ją za rękę i szybko przeszli przez ulice.



W POKOJU HOTELOWYM TOMA, 15.40:
Izabeal weszła do pokoju. Rozejrzała się. Usiadła na kanapie, obok stolika. Zaraz przyszedł Tom. Usiadł obok blondynki.
- Podoba Ci się ten mały apartamecik? – zapytał Tom, rozglądając się po pokoju.
- Tak... Naturalnie. – odpowiedziała Izabeal, jeszcze tak w zasadzie nie dowierzając tym, że znajduje się obecnie w najlepszym hotelu w Zessen.
- Coś jesteś spięta. Coś Cię gryzie? – zapytał Tom, i objął Izabeal.
- Nie, nic... – odparła Izabeal.
- Aha. – odpowiedział krótko Tom.
Nastała krótka cisza. Trwała ona około 5 minut. Przerwała ją Izabeal.
- Tom... Po co ty mnie tu właściwie ściągnąłeś? Żeby pokazać mi swój nowy apartament, czy po co? – zapytała Izabeal.
- Ach... Wiesz co... To nie jest takie proste jak Ci się wydaje... – odpowiedział Tom, zdjął rękę z Izabeal.
- No to jak nie chcesz mi powiedzieć, to po co mnie tu ściągnąłeś, hm? – zapytała wkurzona Izabeal.
Nastała chwila ciszy. Tym razem przerwał ją Tom.
- To nie ja Cię naćpałem wtedy po koncercie – powiedział Tom krótko, oschle, zwięźle, ale i ciepło, przytulnie.
Izabeal zaniemówiła.
- Kto to był w takim razie? – zapytała w końcu po krótkiej ciszy Izabeal.
- To był... Taki... Ten... No... Były chłopak Andrea’y.
- Jim?
- O! Tak! To on!
Izabeal znów zaniemówiła.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? – zapytała cicho, prawie bezgłośnie, Izabeal.
- Bill mi zabronił. Nie chciał Cię wtedy martwić, a pozatym było wtedy tyle na głowie. Najpierw wszystko się wyjaśniło, później ten mój postrzał... Sama rozumiesz, prawda? – odpowiedział Tom.
- Nie. Nie rozumiem. Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedzieliście, co?! – zapytała, a raczej wykrzyczała Izabeal.
- Mówię Ci właśnie. Nie było okazji, zbyt dużo się działo. – odpowiedział krótko Tom.
- Ale... – Izabeal nie dokończyła.
- Izabeal... Usiądź. – Tom złapał Izabeal za rękę i pociągnął w stronę kanapy, tak że dziewczynę zaraz na niej się znalazła.
- Ale... – Izabeal nadal była w szoku.
- Spokojnie, nie przejmuj już się. – pocieszył szybko Tom i objął Izabeal.
- Ja już nic nie rozumiem. Po co mnie naćpał, jeżeli zapewne chodziło mu o Andrea’e? – głośno „myślała” Izabeal.
- Nie wiem, ale jedno jest pewne, ten cały koleś na „J” nie zaprzestanie na tym, że chciał mnie i Billa zabić, no i że naćpał Ciebie poprzez mnie, i wiesz co myślę? – zapytał się Tom patrząc głęboko w oczy Izabeal i zdejmując swoją rękę z ramion Izabeal.
- Nie... – odpowiedziała szybko Izabeal.
- Że to jest dopiero początek. – odpowiedział Tom, kładąc swoją rękę (po raz już któryś z kolei) na ramionach Izabeal.Zapadła cisza, choć teraz tylko około 10-sekundowa. Nagle ręka Toma zaczęła opadać co raz to niżej, do bioder Izabeal. Tom zaczął ją całować. Izabeal była jeszcze w lekkim szoku, nie wiedziała co się dzieje, nie protestowała na to, że Tom ją całuje, namiętnie całuje. Zaczęli się powoli rozbierać. Nagle pokój zaroił się od ubrań Izabeal i Toma, którzy obecnie całowali się na kanapie. Tom leżał półnagi na półnagiej Izabeal. Całowali się coraz namiętniej.

środa, 29 października 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 22

Hej! Już niedługo moje uorodzinki :D Tak dokładniej, to w piątek. Trzynastka mi już skoczy xd Nie mogę się już odczekać ;)
A dzisiejsza notka... Hmm... Trochę niespodziewana, tak na prawdę to woóle jej dzisiaj nie planowałam. Ale, że mam trochę czasu, to dodam :D





Izabeal w tej właśnie chwili zaczęła płakać. Ten koleś, ten blondyn, obronił ją. A jeszcze przed niedawną chwilą ją upokarzał na środku chodnika! Dziewczyna nie wiedziała co ma robić, więc dlatego zaczęła płakać. Chciała mu podziękować, ale za co? Za to, że ją upokarzał na środku ulicy razem ze swoim kumpelkiem?! Nie, to odpada. A więc co robić? W tej chwili blondyn objął dziewczynę czułym uściskiem.
- Nie płacz... – powiedział jeszcze czulej niż objął blondyn.
- Zostaw mnie. – powiedziała wyraźnie Izbeal.
- Izabeal, wiem, że możesz być na mnie zła, przepraszam. – chłopak spojrzał Izbeal prosto w oczy.
- Zostaw mnie... Czy to jest dla Ciebie nie zrozumiałe? – zapytała podchwytliwie Izbeal.
- Nie, to jest dla mnie niezrozumiałe. – odpowiedział krótko blondyn.
- To trzeba było się języków uczyć, a nie teraz mi tu wydziwiasz, ze nie rozumiesz. A teraz się wynoś! Czy mam Ci pokazać drzwi?
- Nie, nie musisz. Wiesz co, myślałem, że się dogadamy, ale jak widać z Tobą się nie da. Trudno. Jeszcze tego pożałujesz... – chłopak wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Izabeal została sama. Nie wiedziała o co chodziło chłopakowi który przed chwilą trzasnął drzwiami. Czy teraz czeka ją zemsta? Nie wiedziała, ale pewna była, że czułe słówka, które mówił jej blondyn, były częścią planu obu typków – posłańców pieprzonego Jimiego. Izbeal nie wiedziała co ma robić, ale wiedziała na pewno pewną rzecz: ani słowa nikomu o tym co dzisiaj zaszło, co zaszło tutaj, dzisiaj.
Po około 5 minutach siedzenia bezczynnego na fotelu obok stolika, doszła do wniosku, że powinna się trochę ogarnąć. Poszła więc do łazienki i wzięła szybką kąpiel, założyła czyste ubrania, posprzątała kuchnie. Zrobiła to tylko dlatego, że mama Izabeal wszystkiego mogła by się domyślić, może nie wiedziała by kto zrobił taki burdel, ale wiedziała by, że ten ktoś nie za bardzo lubi się z Izabeal, albo przynajmniej nie za bardzo lubi się z przyjaciółmi jej córki. Ale i tak jej kochana matka mogła by zaraz wszystko wiedzieć: ona zawsze wszystko umie wywęszyć, to jej wada. Za to właśnie jej nie lubiła najbardziej, no może jeszcze za to, że wszystko musiała postawić na swoim, ale to już inna bajka, choć może trochę podobna do tej. Ale teraz nie czas na bawienie się w opisy matki Izabeal, teraz trzeba trochę się pocharakteryzować, aby mamusia nie zauważyła żadnej niepokojącej jej rzeczy, w końcu ona umie wywęszyć każda rzecz, na jaką tylko jej przyjdzie ochota. A więc: lekki makijaż (nie jest bardzo rzucający się w oczy, a umie tuszować wszystko, tylko trzeba umieć go zastosować), ciuchy też muszą być odpowiednie (najlepiej w stylu własnym), odstresowanie (najlepiej w tej kwestii pomaga medytacja, ale nie za długo, przecież mamcia ma wrócić za około pół godziny, więc czasu jest mało), no i oczywiście (jak zawsze w takich sytuacjach) dobry plan, aby szybko wymknąć się z domu, kiedy mamuś wraca właśnie do niego. Oto co wymyśliła dzisiaj Izabeal (o plan tu chodzi): kiedy usłyszy tylko nadjeżdżający samochód, od razu wyjdzie jak gdyby nigdy nic, a kiedy zapyta się jej kochana mamusia gdzie idzie jej kochana córeczka, ona na to szybko, że na zakupy, a później może do Andrea’y, jak starczy jej czasu oczywiście. A co będzie robić naprawdę? To proste! Pójdzie może do baru dwie ulice stąd, wypije tam jedno, góra dwa słabe piwa, a później pójdzie do parku, pomedytować w samotności. A! I najważniejsze! Koniecznie nie może wziąć komórki! Jeżeli ją tylko weźmie, koniec z piwami, medytacją itp itd... Wtedy to już by było tylko zawrót na chatę, jeżeli by nie mama przyjechała do niej. Kompletny obciach, paranormaliczny śmiech będących obok niej ludzi... Po prostu: PARANOJA. Już i tak dość zamieszania było z jej pobytem w szpitalu. Matka się darła, tydzień Izabeal siedziała pod zamknięciem, kiedy jej matula lamentowała, i mówiła jej po sto razy dziennie co by było, gdyby się z tego nie otrząsnęła.I mam przyjechała na chatę. Początkowa faza wypaliła z powodzeniem, matula nic się nie skapnęła. Teraz bar, dwie ulice dalej, no to idziemy!

piątek, 24 października 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 21

Nowa notka trochę spóźniona. Masa pracy, a czasu ------- brak -------
Chciałaby wszystkich powiadomić, że nie będe systematycznie dodawać nowych części opowiadań, bo po prostu nie mam czasu. I jeżeli chcecie być powiadamiani o nowych notkach szybciej (bo nie zawsze będę ogła pisać na blogach), to piszcie na mój nr gg: 8731291 :)





A więc Izabeal szybko poszła do kuchni. Nie chciała, aby tamci zobaczyli, że płacze... Usiadła obok szafki z czajnikiem. Zaczęła płakać, coraz mocniej. Nie mogła nic poradzić, bała się. Nie tylko się bała, była przerażona tą całą sytuacją, która ją teraz spotkała. Ale musiała wziąć się w garść, i zaparzyć tą głupią herbatę. Już za nie wykonanie tego mogła ją spotkać surowa kara.
W SALONIE, POKOJU GDZIE SIEDZIELI CHŁOPAKI:
- A więc co z nią robimy? – zapytał się blondyn.
- Nie wiem... Zależy jak potoczą się sprawy... – odpowiedział brunet, niechętny do rozmowy.
- Czyli? Może tak dokładniej byś to ujął?! – odpowiedział pytająco blondyn.
- Co tu do wyjaśniania? Proste, i kropka... Co mam ci jeszcze powiedzieć?! – odpowiedział zdenerwowany już brunet.
- No jeżeli nie będzie chciała powiedzieć... To co robimy? – ciągnął dalej temat blondyn w niebieskiej czapce.
- Zmuszamy... – odpowiedział krótko brunet.
- Ale możesz mi powiedzieć JAK? – zapytał się już dość wkurzony blondyn.
- Normalnie... Mówimy, że jej coś zrobimy itp., itd... – odpowiedział zwięźle brunet, o imieniu Mat.
- Dobra... Widzę, że się nie dogadamy... – odpowiedział poddając się Dirk.
- No... I sprawa załatwiona.... – odpowiedział lekceważąco Mat.
- Ta... Naprawdę... – odpowiedział Dirk, nie zbyt bardzo zadowolony z przebiegu rozmowy.
W TYM CZASIE W KUCHNI:
Izabeal wciąż nie mogła powstrzymać łez. Gotowała tą głupią herbatę. Nagle z jej rąk wyleciała szklanka. Potłukła się. Ona usiadł obok niej. Nie wytrzymała, rozpłakał się jak małe dziecko. Do kuchni wszedł brunet.
- Co się tu dzieje? – zapytał brunet, udawając, że to go w ogóle nie obchodzi, było jednak przeciwnie....
- Aaa... To tylko szklanka. Wypadła mi... – odpowiedziała blondynka, ledwo powstrzymując łzy, cisnące się jej do oczu.
- Daj... Pomogę Ci... – brunet podszedł do niej, i pomógł jej pozbierać resztki potłuczonej szklanki.
- Dziękuje... – odpowiedziała po chwili blondynka, uśmiechając się przez cisnące się nadal łzy.
- Nie ma za co... – odpowiedział brunet i uśmiechnął się do Izabeal.
Dziewczyna podniosła się. Kiedy chłopak poszedł, ona zaczęła znów płakać. To było takie trudne... Nie mogła sobie z tym poradzić. Wreszcie zrobiła tą całą herbatkę, i zaniosła do pokoju, powstrzymując łzy.
W POKOJU:
- No wreszcie... Myślałem, że się tam gdzie zgubiłaś... – zaśmiał się blondyn.
- Jak widzisz wróciła, i się jakoś nie zgubiła... – wziął stronę Izabeal brunet.
- Ojejku... Żartowałem przecież tylko, nie wiesz?! Oj chłopie, chłopie... – mówił naśmiewająco Dirk.
- Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia, to się lepiej zamknij Dirk, ok.?!!! – potępił zachowanie kolegi Mat.
- Dobra, dobra... Już! – odpowiedział Dirk.
- A więc kochana... Przejdźmy do sprawy dla której tu przyszliśmy... – powiedział chłopak, brunet.
- No słucham... – przerwała Izabeal, udając wielką ostrość.
- Pewnie wiesz dlaczego tu jesteśmy, prawda? – zapytał Mat, znając już tak naprawdę odpowiedź.
- No jakoś się domyśliłam, wiesz... – odpowiedziała lekko Izabeal.
- A więc mówić ci tego nie będziemy... Zapytam krótko... Gdzie jest obecnie Bill Kaulitz? – zapytał ostro Mat.
- No właśnie... GDZIE? – powtórzył blondyn.
Izabeal bała się tego pytania najbardziej ze wszystkich... Tą wiadomość powiedziała jej w sekrecie Andrea.
- Nie wiem... – Izabeal odwróciła głowę w inną stronę.
- Powiedz nam... Gdzie jest Bill Kaulitz? – zapytał ostro blondyn.
- Nie wiem... – powtórzyła blondynka.
- A więc zapytam ja! Gdzie jest Bill Kaulitz?!!! – zapytał ostro blondyn, po czym podszedł do niej podniósł jej głowę, tak aby patrzyła na jego twarz.
- Nie wiem!!! – wydarła się blondynka.
- Nigdy więcej na mnie nie krzycz, słyszysz NIE KRZYCZ!!! – odpowiedział blondyn, po czym wymierzył jej policzek.
- Zostaw ją... – stanął w jej obronie brunet.
- Mat! Ja cię po prostu nie poznaje! Co z tobą?!!! Chłopie... – zwrócił się do Mata Dirk.
- Wiesz, ludzie się z czasem zmieniają... U mnie nastąpiło to właśnie teraz... – odpowiedział krótko Mat.
- Tak?!!! Zobaczysz!!! Wszystko powiem Jimowi! Wszystko! A ty chyba wiesz, co on robi z takimi jak ty, no nie? Ale to będzie dla niego zaskoczenie, oj będzie... – odpowiedział chłopak.
- A wiesz kim jesteś w tej chwili ty? Kapusiem, zwiędłym kapusiem... – odpowiedział brunet, z pogardą w głosie.
- Dobra... Fajnie... Mogę sobie nim być... Ale to co zrobiłeś ty, przekracza wszelkie granice. – odpowiedział blondyn, wziął kurtkę, i wyszedł z domu, trzaskając przy tym drzwiami.

sobota, 4 października 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 20

I jak się podoba opo? Po dwudziestu częściach (dzisiaj już 20!)... Po prawej stronie jest ankieta w której możecie się wypowiedzieć. Bardzo serdecznie zapraszam :)
A teraz zapraszam na odcinek dwudziesty! :)





A więc Izabeal wyszła... Wyszła do jakiś dwóch podejrzanych typków. Trochę się ich bała, ale musiała. To, tak jak przewidywała, by ją męczyło przez dłuższy okres tego dnia, a może nawet tygodnia....
- Kim jesteście? – rzuciła blondynka do stojących obok chłopaków, mniej więcej w jej wieku.
- Ej, ty! Patrz! Jaka laseczka... No dosłownie jak z jakiegoś playboya... – powiedział jeden chłopak, i mrugnął dziewczynie, po czym zaśmiał się głośno razem ze swoim kolegą.
- Troszkę się mylisz mój drogi, bo ja żadną dziwką nie jestem, żebym się do takich tanich, kolorowych gazetek sprzedawać... – powiedziała blondynka, po czym oparła obie ręce na biodrach.
- I jaka wygadana! Ooo... No po prostu ostra babka na zimne dni! – chłopak znów się zaśmiał.
- Przepraszam, ale czy wy przyszliście tutaj tylko po to aby się ze mnie ponabijać? Jeżeli tak, to ja już chyba sobie pójdę, jak coś... – powiedziała Izabeal, i zawróciła w stronę domu.
- O nie, nie... Moja droga... – powiedział chłopak, i zatrzymał szybko blondynkę.
- Bo co mi zrobisz, jak pójdę do domu? – zapytała podstępnie Izabeal.
- To... – chłopak przyciągnął do siebie wystraszoną już Izbeal, i podłożył jej pistolet do brzucha.
- Jim was tu przysłał, tak? – zapytała dziewczyna, wiedząc już i tak jaka będzie odpowiedź.
- Zgadłaś dziewczynko – do rozmowy w tej właśnie chwili dołączył się blondyn, drugi chłopak.
- Tylko nie dziewczynko, ok.?! – powiedziała Izabeal z oburzeniem na dwóch chłopaków stojących przed nią.
- Oj... Chyba czuję, że się dzisiaj nie dogadamy, jeżeli będziesz niegrzeczna... – powiedział brunet, i przysunął do siebie bardziej drżącą już całkiem Izabeal.
- A więc co mam robić? – zapytała blondynka, przestraszona już do szpiku kości.
- To co my ci powiemy... – odpowiedział z lekceważeniem drugi chłopak.
- Ty się zamknij, ok.?! – odpowiedział brunet do swojego kolegi.
- Co cię ugryzło?! Mat! – przeraził się zachowaniem kolegi blondyn.
- Nic... Po prostu ja tu dyryguje, kumasz?! – chłopak znów zwrócił się do blondyna stojącego obok niego.
- Dobra... – ustąpił blondyn.
- A ty teraz zaprowadzisz nas do swojego domku, dobrze? – zapytał, nie czekając na odpowiedź brunet.
- Dobrze... – odpowiedziała Izabeal.
- A więc co się mówi? – zapytał podstępnie brunet.
- Zapraszam... – odpowiedziała Izabeal, próbując wyrwać się z rąk bruneta.
- No... Chodź Dirk... – odpowiedział brunet, zapraszając do środka swojego kolegę.
Wszyscy weszli do środka.
W DOMU IZABEAL:
- A więc... Nie zrobisz nam herbatki? Albo nie nalejesz czegoś mocniejszego? – zapytał, śmiejąc się Mat.
- Niczego mocniejszego nie mam... Jakbyście nie wiedzieli to jestem jeszcze niepełnoletnia, i mi nie sprzedadzą żadnych alkoholi...
- Aha... A więc została herbatka... – odpowiedział Mat, po czym zbliżył się do niej, odwracając w inną stronę, w stronę kuchni.Zaraz przyniosę... – odpowiedziała dziewczyna, i szybko pobiegła do kuchni. Płakała. Nie chciała, aby oni to widzieli, nie mogła do tego dopuścić.

wtorek, 30 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 18+19

Dzięki wielkie za te wspaniałe trzy komcie pod poprzednią notką ! Dzięki na serio wieeeelkie :*
A dzisiejsza notka trochę dłuższa, a to z powodu takowego, że zapodam dzisiaj dwa odcinki mego wprost wspaniałego opowiadania XD

*Do Adulki:
Doczekasz się, zobaczysz XD







DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ, ZOSSEN, DOM IZABEAL:
- Część... – przywitała się szatynka.
- Hej... Wchodź! – odpowiedziała blondynka.
- Ja przyszłam pogadać... Mogę? – zapytała się niepewnie szatynka wchodząc do środka domu.
- Pewnie! Chodź na górę, do mojego pokoju... – blondynka wzięła szatynkę za rękę, i poszły do pokoju Izabeal.
Gdy były już w pokoju, zaczęły rozmowę...
- A więc gadaj! O co chodzi? – zapytała się Izabeal przyjaciółki.
- Bo jest sprawa... – zaczęła Andrea, ale jakby bała się dokończyć.
- No jest sprawa... Powiedz wreszcie! Andrea... – namawiała przyjaciółkę Izabeal.
- Bo ja nadal kocham Billa... – w tym momencie głos dziewczyny się załamał...
- Andrea, i powiedz co ja mam z Tobą zrobić głuptasie, co? – zapytała się blondyna, lekko się śmiejąc.
- Nie wiem... – odparła smutno dziewczyna.
- No! Dosyć smutków! Głowa do góry! Zaraz dzwonie do Billa, aby tu przyjechał, i się z Tobą spotkał... – odparła blondyna.
- Nie! Nie... – wykrzyczała Andrea.
- Nie? Dlaczego? Przecież jak się kogoś kocha, to chyba nie można tego ukrywać, no nie? – zapytała się Izabeal.
- Niby tak... – dziewczyna nie dokończyła.
- A więc w czym problem? – zapytała się blondyna.
- Bo ty Izabeal jeszcze nie wiesz wszystkiego... – odpowiedziała dziewczyna ze smutkiem w głosie.
- No to gadaj... – odpowiedziała blondyna.
Andrea opowiedziała wszystko od początku Izabeal.
- A więc nie naćpał mnie Tom?!!! – zapytała, a raczej wykrzyczała szatynka.
- Nie... To był Jim... – odpowiedziała z żalem w głosie Andrea.
- Jak ty mogłaś przede mną to wszystko ukrywać?!!! – krzyczała blondynka.
- Chciałam Cię... Och! Ty nic nie rozumiesz! – dziewczyna rozpłakała się.
- A więc wytłumacz mi, z łaski swojej! – odpowiedziała z rozkazem dziewczyna.
- Nie chciałam abyś się martwiła... – odpowiedziała, nadal płacząc Andrea.
- Dobra... Przepraszam, nie potrzebnie na Ciebie naskoczyłam... Chodź... Nie płacz już, ok? – dziewczyna przytulila do siebie Andrea’e.
- Och Izabeal... Przepraszam Cię... Mogłam Ci... Mogłam Ci powiedzieć... – szatynka płakała coraz to bardziej.
- Nie płacz już, a ja teraz na serio pójdę zadzwonić do Billa... Ok.? – zapytała się szatynka.
- Nie... Proszę Cię... Nie. – poprosiła dziewczyna przyjaciółkę.
- Ale dlaczego? – nie rozumiała blondyna.
- A jeżeli on mu coś zrobi? Znowu... – zapytała się szatynka.
- Nie Andrea... Teraz to niemożliwe... Przecież sama mówiłaś, że on jest teraz w szpitalu, w Berlinie... Chyba nie przyleci tutaj, i nie będzie próbował zabić Billa, czy kogo tam jeszcze, no nie? – zażartowała blondynka.
- Nie, on nie... Ale chyba zapomniałaś, że on ma kumpli, dobrych kumpli... – powiedziała szatynka załamanym głosem.
- Andrea... Dlaczego ty wszystko musisz komplikować, co?! – zdenerwowała się Izabeal.
- Nie Izabeal, nie... – prosiła szatynka.O nie, nie Andrea... Tym razem będzie to miłość z bajki... – zaczęła blondynka, ale skończyła, kiedy Andrea wybiegła z pokoju.



Andrea wybiegła zaraz za blondynką. Niestety, nie dogoniła jej... Poszła więc z powrotem do domu.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ, ROZMOWA PRZEZ TELEFON: - Cześć Izabeal... – powiedział Bill, czego Izabeal od razu się domyśliła.
- Ooo... Cześć Bill... – odpowiedziała dziewczyna.
- Słuchaj, moglibyśmy się spotkać? – zaproponował Bill, po jego głosie widać było, ze to coś ważnego.
- Dobra... Ale gdzie i kiedy? – zapytała się dziewczyna.
- Nie wiem... Może jutro o 15.00 u Ciebie w domu, hm? – zapytał się chłopak.
- Na pewno nie u mnie w domu... Jeżeli coś, to w jakiejś kawiarni...
- Dobra, tylko w której? Ja w waszym mieście nie znam żadnych kawiarni... – odpowiedział Bill.
- No nie wiem... – zastanawiała się blondynka, a przynajmniej udawała, że się zastanawia... xDDD
- No ja też... – odpowiedział Bill.
- Ty coś wymyśl... – zaproponowała blondynka.
- Ale ja nie znam Twojego miasta, jakbyś nie wiedziała... – odpowiedział farbowany brunet.
- Ale ty wymyśliłeś, abyśmy się spotkali, no nie? – dziewczyna zadała podchwytliwe pytanie.
- No chyba tak... – odpowiedział Bill, lekko się wahając przed odpowiedzią, lecz i również się zastanawiając.
- No to ty wymyślasz mój drogi miejscówę... – odpowiedziała blondynka w niebieskiej bluzce.
- Ale ja Cię nie namawiałem, abyś ze mną szła... No nie? – zadał podchwytliwe pytanie Bill.
- A co ma piernik do wiatraka? – powiedziała dziewczyna, po czym zaczęła się głośno śmiać.
- No wymyśl coś... – poprosił Bill.
- Dobra, dobra... Myślę... – powiedziała dziewczyna, kompletnie już zniechęcona tą całą sytuacją.
- No to myśl, myśl... – odpowiedział Bill, szczęśliwy że dopiął swego, po czym lekko się zaśmiał.
- Może być klub „Armani”? – zapytała się blondyna.
- Dobra, ale jaka to ulica? – zapytał się chłopak.
- Ok... Widać, że w tym mieście połapany to nie jesteś... – powiedziała dziewczyna, po czym lekko zachichotała.
- No chyba tak... – odpowiedział Bill, i także lekko się zaśmiał.
- A więc przyjdź po mnie, oki? – oznajmiła dziewczyna.
- Ale gdzie ty mieszkasz? – zapytał się Bill.
- O matko... Mniej problemów jest już chyba z niemowlakiem wiecznie płaczącym... – powiedziała dziewczyna.
- No to gdzie? – zapytał Bill.
- Ulica Poległa 5. To taki dom jednorodzinny dwupiętrowy... – oznajmiła blondynka, i wyjrzała przez okno.
- Dobra... A więc jutro o 15.00 mam być po Ciebie, tak? – zapytał chłopak znacząco.
- Tak, tak Bill, ale wiesz co? Musze już kończyć... Cześć. – Izabeal pożegnała się z Billem, i odłożyła słuchawkę nie czekając na odpowiedź.
- Cześć... – odpowiedział Bill, już bardziej do siebie, i także odłożył słuchawkę, zastanawiając się co skończyło tą rozmowę.
Izabeal, kiedy wyjrzała przez okno, zauważyła, że obok jej domu ktoś się kręci... Zdawało jej się, że tego kogoś już wcześniej widziała, ale nie mogła go z nikim skojarzyć... Postanowiła wyjść...

niedziela, 28 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 17

Wiem, wiem, tamta notka miała być ostatnia. Ale została podjęta przeze mnie inna decyzja. Nie zamknę bloga; nawet gdyby było 50 komentarzy, 0, czy -5 - NIE. Czego się podjęłam, to skończę. Przynajmniej taką mam nadzieję. ;)






Bil, jak powiedział Tomowi, pojechał do rodzinnego miasta Andrea’y. Chciał ją jedynie zobaczyć... Znalazł jej dom. Podszedł do drzwi, zapukał. Nagle drzwi otworzyły się. Otworzyła je Andrea, nie taka promienna jak zawsze, wręcz przeciwnie, kompletnie przybita.
- Bill? Co ty tu robisz? – zapytała się dziewczyna.
- Mogę wejść? – zapytał chłopak.
- Czytałeś list? – zapytała się dziewczyna.
- Tak, ale... – Bill nie dokończył, szatynka przerwała mu.
- A więc wiesz już wszystko... Cześć... – szatynka o mało nie zamknęła drzwi przed nosem Billowi.
- Zaczekaj, Andrea... – Bill otworzył szerzej drzwi, wszedł do środka, i pocałował ją, a po chwili dodał. – Czy to jest tylko zauroczenie? Nie, Andrea, to nie jest zauroczenie... To jest miłość, a miłości nie da się wymazać od tak sobie... Nie da się, i to jest pewne. Możesz mnie wyrzucać z domu, nie odbierać telefonów, w ogóle unikać, ale od uczucia nie uciekniesz, słyszysz? Nie uciekniesz...
- Wyjdź stąd Bill... Wyjdź stąd!!! – wykrzyczała dziewczyna.
- Mogę wyjść, ale pamiętaj, że od uczucia nie uciekniesz, nigdy... – ostatnie słowa, Bill powiedział chyba sam do siebie...
I tak Bill zakończył swoja wizytę w Zossen. Mimo, że dziewczyna nie wróciła do niego, to Bill i tak był z siebie zadowolony. Zadowolony, ponieważ ja zobaczył... I pocałował... Wyraził także swoje uczucie do niej. Poczuł, że ona też go kocha... Teraz Bil mógł wrócić do domu, szczęśliwy...
Andrea nie wiedziała co tak naprawdę do niego czuje... Nie wiedziała, czy jest to złość, połączona z nienawiścią, czy też miłość... Miłość, która była w niej całym sercem... Nie wiedziała... Chciała być teraz sama. Poszła więc do swojego pokoju, gdzie położyła się na łóżku, i zaczęła płakać... Lecz nie płakała długo, ponieważ zaraz zasnęła...
Natomiast Tom leżał w szpitalnym łóżku, teraz już nie na ojomie, lecz na chirurgii. Wciąż myślał o Billu, który pojechał do Andrea’y. Nie wiedział kompletnie, co on tam może zrobić. Bał się o niego.
Za około trzy godziny do Toma przyjechał Bill, i jak było widać, w dobrym humorze, co Toma bardzo zdziwiło...
- Hej Tom! – zawołał Bill od wejścia.
- Ej, braciszku! Co ty taki dzisiaj wesoły jesteś, co? – zapytał się Tom.
- A co? Spodziewałeś się, że będę ponury chodził? – odpowiedział Bill pytaniem na pytanie.
- No tego to się już bardziej spodziewałem... – odpowiedział blondyn.
- Ach, braciszku, braciszku... Twoja intuicja braterska zawodzi... – pokiwał głową farbowany brunet.
- Lepiej gadaj, jak było, a nie marudzisz o jakiejś braterskiej intuicji... – odpowiedział blondyn.
- Ale od czego by tu zacząć... – zastanawiał się głośno farbowany brunet.
- Od początku, braciszku, od początku... – odpowiedział blondyn.
- Ale jest tutaj dużo początków braciszku... Oj, dużo... – pokiwał Bill głową.
- To opowiedz od tego pierwszego początku... – rozkazał blondyn bratu, który obecnie był w siódmym niebie.
- No dobrze... – zawahał się Bill.
- No co znowu?!!! – zapytał się Tom.
- Nic... Chce Cię tylko potrzymać trochę w niepewności... – odpowiedział Bill, po czym zaśmiał się z brata.
- No i czego się tak ryjesz?!!! – wykrzyknął Tom.
- Z Ciebie... – odpowiedział farbowany brunet.
- Ze mnie? – zdziwił się blondyn.
- No z Ciebie, z Ciebie... – zaśmiał się farbowany brunet.
- Dlaczego ze mnie? – zdziwił się blondyn.
- Żebyś ty widział swoja minę... – Bill nadal się śmiał.
- Dobra, bez zbędnych tekstów... Gadaj... – rozkazał brat.
- Ok, już, już... – odpowiedział Bill.Chłopaki gadali tak przez trzy godziny... Później Bill poszedł do domu, a Tom, jak to Tom, chciał poderwać jakąś pielęgniarkę, ale raczej mu się to nie udawało... Nawet sława mu w tym nie pomogła. A więc blondyn tylko westchnął, i dał sobie z tym wszystkim spokój... I poszedł spać...

czwartek, 25 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 16

Wręcz wspaniały nowy odcinek nadszedł XD Już prawię zdecydowałam, czy zamknąć bloga, czy jednak nie. Chyba jednak go zamknę. Nikt i tak tu nie wchodzi, nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Ten odcinek ma mi tylko uświadomić tę decyzję.



Bill natychmiast otworzył list. Był lekko mokry...
„Drogi Billu...
Wiem, że to nie najlepszy moment na rozstania, ale nie mogę tego dłużej ciągnąć... Przeczytaj ten list dokładnie... Proszę Cię...
Wiem, możesz teraz powiedzieć, że przecież miłość jest ważniejsza, niż rozsądek, ale mylisz się. Mylisz, i to bardzo. To co się stało... Przepraszam Cię. To wszystko moja wina. Nie potrzebnie się poznaliśmy. Gdyby nie ja... Gdyby nie ja, nie zaznałbyś tego bólu, którego doznałeś podczas tej strzelaniny, ani bólu którego doznajesz teraz. Gdyby nie ja, Twój brat nie leżał by teraz na ojomie, z ciężką raną postrzałową, i wstrząśnieniem mózgu. Wszystko potoczyło by się inaczej, gdybym Cię wtedy nie poznała. Przepraszam... Wiem, że teraz możesz czuć do mnie żal, i to wielki żal, ale wierz mi... Tak będzie lepiej, kiedy się rozstaniemy. Ty ułożysz sobie jeszcze życie, ale nie ze mną... To już skończona bajka, choć było pięknie, ale nie możesz już wchodzić do mojego życia, to już jest skończone, słyszysz? Skończone...
Tak będzie lepiej Bill, wierz, tak będzie lepiej... I nie dzwoń więcej do mnie, nie kontaktuj się za mną, dobrze? Już nie...
Andrea”
W tym miejscu list się skończył. Bill poczuł, że znowu tego dnia, po policzku spływa mu łza. Nie mógł już się powstrzymać, i popłakał się. Popłakał się, jak małe dziecko... Właśnie zrozumiał kim była naprawdę dla niego Andrea. Była kimś więcej, niż tylko dziewczyną. Bill nie umiał tego nazwać... Kochał ją... Kochał ją , całym sercem, albo i może bardziej... Była dla niego kimś wyjątkowym... Kimś, kogo kochał najbardziej w życiu... Nawet bardziej niż swojego brata, czy kogokolwiek innego... Kochał ją najbardziej na świecie...
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ, SZPITAL:
- O! Braciszek! – zawołał od progu blondyn, na widok Billa.
- Tak Tom, braciszek! – zawołał Bill, po czym się zaśmiał.
- Co Cię do mnie przygnało w moje skromne progi, co? – zapytał się Tom.
- Aaa... Tak sobie przyszedłem... – odpowiedział Bill, widać było, że coś ukrywa, także Tom to zauważył.
- Bill, co Cię gryzie? Gadaj! – odpowiedział Tom.
- Nie wiem, co się dzieje z Andrea’ą... Nie odbiera telefonów, nie odzywa się tez w ogóle do Izabeal. – odpowiedział mu Bill.
- A podobno już wróciły do domu, tak? – zapytał się Tom.
- Tak, już pięć dni temu... Obie wróciły już do siebie, do Zessen. – odpowiedział Bill, i podszedł do okna.
- Może nie chce was widzieć, też tak może być. – zastanawiał się głośno Tom.
- Nie Tom... Ty nie wiesz jeszcze wszystkiego... – odpowiedział Bill.
- A co mam wiedzieć jeszcze? – zapytał się Tom.
- Ona ze mną zerwała. – odpowiedział Bill, który był już bliski płaczu, znowu, znowu w tym tygodniu.
- O matko Bill! Na jakim ty świecie żyjesz?!!! Przecież dziewczyna nie odbiera telefonów, bo z Tobą zerwała! A swojej przyjaciółce powiedziała to, żebyś się z nią nie kontaktował! Bill! Takie podstawowe rzeczy to trzeba wiedzieć! – mówił Tom, i chyba na poważnie...
- A więc jadę do tego całego Zessen... – odpowiedział Bill, a po chwili rzucił. – Na razie braciszku! Kuruj się tu!
- Bill! Gdzie ty znowu leziesz?!!! Ta... I pewnie jeszcze moim nowym autkiem! No kompletna paranoja, no... – mówił już sam do siebie blondyn, czując się trochę jak kretyn.

piątek, 19 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 15

A pod ostatnią notką nie pojawiło się nic... Zero komcie, jedynie notka :( Troche mi przykro . . . Jeżeli tak dalej pójdzie, zaprzestanę pisanie tego bloga. Trudno.


Obaj bruneci szamotali się po podłodze. Bill już wiedział kim jest zabójca jego brata. Był to Jim Bucket, chłopak, którego rzuciła Andrea. Wiedział, dlaczego tu przyszedł. Nie był zdziwiony, kiedy go zobaczył. Spodziewał się tego. Nagle pistolet wystrzelił. Kula trafiła w Jima. Zaczął krwawić. Omdlał. Kula trafiła go w brzuch. Bill szybko od niego odszedł. Podszedł do Toma. Jego kula trafiła w płuca, albo tuż obok. Bill jeszcze nie wiedział. Tom był nieprzytomny. Bill odszedł do niego. Jeszcze żył. Czuł to. Łza popłynęła mu po policzku. Bill przytulił brata. Nagle blondyn oprzytomniał. Wiedział co się stało. Nie żalił się nawet, że go boli.
- Bill? Nie martw się... Jeszcze wszystko będzie dobrze... – powiedział Tom, patrząc na brata. Czuł, że widzi go ostatni raz.
- Tom... Nie... Jeszcze nie czas. Jeszcze się ze mną nie żegnaj, słyszysz? Jeszcze nie... – odpowiedział bratu Bil, choć nie zdawało mu się, że to co mówi, jest na darmo, nie wiedział.
- Bill... Wiedz, że zawsze będę Ci pomagał, we wszystkim, zawsze... – chłopak nie skończył, omdlał.
- Tom... Jeszcze nie... Tom! Tom! Tom... – Bill rozpłakał się jak małe dziecko, ściskając w ręce zakrwawioną koszule brata. Szybko jednak wziął się w garść. Musiał przecież zadzwonić po karetkę.
Bill szybko wstał, i zdzwonił po karetkę.
ROZMOWA BILLA PRZEZ TELEFON:
- Dzień dobry... Chce wezwać karetkę... Berlin, ulica Einstaina 5. – powiedział Bill, powstrzymując przez zęby łzy.
- A możemy wiedzieć co się stało? – zapytała się rozmówczyni.
- Strzelanina. Dwie osoby poszkodowane... Szybko! Jeden z nich to mój brat! On umiera... Szybko... – Bill nie wytrzymał, i rozpłakał się do słuchawki.
- Ooo... Karetka? Hehe... Pożegnaj się z życiem, kochaniutki... – nagle Jim oprzytomniał, i wymierzył pistoletem w Billa.
- Aaa... – Bill zawył z bólu, puszczając słuchawkę, kula utknęła w ramieniu chłopaka.
- Jeszcze kiedyś Cię... – Jim nie dokończył, zmarł, lub unieprzytomniał. Bil tego nie wiedział... Podszedł do brata, zdjął go jedną ręką ze schodów, i położył na podłodze. Objął go, i znów łza spłynęła mu po policzku. Za około 10, może 15 minut, przyjechała karetka. Toma zawieźli do szpitala, razem z Billem. Jimiego zawieźli trzecią karetką.
SZPITAL, GODZINA 15.00:
Do szpitala przyszła Andrea, z listem w ręku, i twarzą całą zapłakaną... Weszła do sali, gdzie leżał Bill.
- Bill, przepraszam... – dziewczyna rozpłakała się kompletnie.
- Ale ty nie masz za co mnie przepraszać! – odpowiedział Bill, i chwycił ją za rękę, lecz ona szybko ją wyrwała.
- Tutaj, w tym liście jest wszystko wyjaśnione... – odpowiedział dziewczyna, i podała Billowi list.
- Ale co wyjaśnione? O co tu chodzi? – Bil nic już nie rozumiał.
- Wszystko zrozumiesz, jak przeczytasz ten list... Zastosuj się do jego wskazówek Bill, proszę Cię... – odpowiedziała dziewczyna.
- Ale Andrea, jakich wskazówek? O czym ty mówisz? – niecierpliwił się Bill.
- Nie spotykaj się już ze mną... To nie ma sensu... Wybacz... – szatynka opuściła salę, i wybiegła na korytarz, rozpłakał się. Nie chciał tego, ale musiała... Musiała, nie było innego wyjścia...
- Ale Andrea!!! Zaczekaj! – krzyczał Bill, ale już na próżno... Andrea’y już nie było w tej sali. Chłopak już wiedział, co zawiera ten list. Nie chciał go otwierać, ale musiał. Musiał, innego wyjścia nie znał z tej sytuacji...

sobota, 13 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 14

A więc. Dziękuję za wszystkie komentarze. Na prawdę wielkie dzięki :)
Proszę też wszystkich o jeszcze większe komcie pod notką :D Chcę ich widzieć masę :P
A teraz zapraszam wszystkich na kolejną część ;)




Kiedy Bill wrócił, Tom był na imprezie. On postanowił się położyć, był zmęczony. W końcu to był ciężki dzień, a więc nic dziwnego... Bil położył się, i od razu zasnął, jak zabity.
GODZINA 11.00; DWA DNI PÓŹNIEJ; DOM KAULITZÓW:
- Bill, mógłbyś mi zrobić mocna kawę? Wczoraj była impra w klubie, wiesz tym nowym... Trochę za długo posiedziałem, i wiesz... – Tom nie dokończył. Zobaczył, że Billa nie ma, od razu dostał dziwnych uczuć, które mówiły mu, że coś się stanie, lub już stało... Nie wiedział. – Bill?!!! Bi...
- Jak się tylko ruszysz, zabije cię... – powiedział jakiś brunet, który wyskoczył nagle zza drzwi. Wyciągnął pistolet. Toma od razu ogarnęło przerażenie. Nie wiedział co robić. Podniósł ręce ku górze, ale wydawało mu się, że i to nie jest zbędne.
- Ale... Yyy... Co to za cyrk? Co się tu dzieje? – zapytał Tom, nic już nie rozumiejąc.
- To braciszek ci nie powiedział? Uuu... To się pewnie już nie dowiesz... Już będzie za późno... Hahaha... – zaśmiał się brunet.
- O co tu chodzi?! Powie mi ktoś to do cholery, czy mam zgadywać?!!! - krzyczał już dość zdenerwowany Tom.
- Po pierwsze to nie krzycz!!! A po drugie to... – brunet nie dokończył.
- A po drugie to co? Zabijesz mnie? Dobre! Wiesz, już dawno nie słyszałem tak dobrego kawału! - odpowiedział Tom, udawając, że się śmieje.
- Z ust mi to wyjąłeś! I jeszcze coś... Ja nigdy nie kłamię, chłopczyku, wiesz? – odpowiedział brunet.
- Tylko nie chłopczyku, ok.?!!! – wykrzyczał Tom.
- A jak? Panie chłopczyku? A może drogi panie chłopczyku, co? – brunet znów się zaśmiał.
- Żadne z tych opcji. – odpowiedział krótko i sucho Tom.
- Aaa... A więc masz własną propozycje, tak? A no posłuchajmy, posłuchajmy, co masz do powiedzenia... – brunet mówiąc to, popatrzył na Toma, jak na małego, nic nieznaczącego chłopczyka, który mówi od rzeczy, i tak właśnie Tom poczuł się w tej chwili.
- No to proszę, abyś mówił do mnie drogi panie Tomie Kaulitz. – odpowiedział poważnie blondyn.
- A ja jestem dla ciebie pan, jak coś... Nie zwracaj się do mnie po imieniu, dobrze? – odpowiedział poważnie brunet.
- Bo co mi zrobisz? – zapytał się z pogardą blondyn.
- Zabije Cię, chłopczyku... – zaśmiał się brunet.
- Gdybyś chciał mnie zabić, już byś to zrobił... – odpowiedział z pogardą w głosie, i powagą blondyn.
- Przyjemnie mi się z tobą chłopczyku, i tyle... Ale od tego na pewno nie uciekniesz... – odpowiedział mu brunet.
- A mi z tobą nie, jakbyś chciał wiedzieć... W ogóle jakiś jesteś dziwny... I chciałbym wreszcie wiedzieć po co tu naprawdę przyszedłeś? – zapytał się już dość zniecierpliwiony Tom.
- Naprawdę chciałbyś wiedzieć? – zapytał się brunet, i popatrzył się tak jakoś dziwnie na Toma, tak, że on poczuł się znów jak mały chłopczyk, lecz tym razem jakby był jakiś niedorozwinięty.
- No... Nie pytał bym się, jakbym nie chciał, no nie? – odpowiedział Tom, trochę zdziwiony tym pytaniem.
- Dobrze. Powiedzieć ci, po co tu naprawdę przyszedłem? – zapytał się już na poważnie brunet.
- No słucham... Po co? Bo na pewno nie zabić mnie... – odpowiedział Tom, i opuścił ręce.
- A raczej poczuj, chłopczyku... Poczuj... – brunet znów się zaśmiał, lecz teraz krótko, i wymierzył pistolet w stronę Toma.W tej chwili do domu po cichu wszedł Bill. Kiedy wszedł do salonu zobaczył mężczyznę mierzącego pistoletem w Toma. Natychmiast rzucił się na niego... Niestety, on już strzelił... Tom sturlał się ze schodów. Krwawił...

poniedziałek, 1 września 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 13

I kolejna część :P Jak się podoba opo? ;)


Kiedy Tom tylko wszedł do mieszkania, przeraził się... Cały dom był jednym, wielkim burdelem, którego nie widział nigdy przedtem nawet sam on. Natychmiast jego uwagę przykuła mała koperta. Podszedł do niej... Wziął ja w ręce... Była zaadresowana do Billa, Billa Kaulitza, jego brata... Jakoś nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł, ale musiał... Nie miał tym razem wyboru... Ale co się stało? O co chodzi? Czy to jakaś gra? Tom zadawał sobie miliony pytań. Na żadne nie znał odpowiedzi. Nagle jego intensywne myślenie przerwały drzwi. Ktoś wszedł. Tom natychmiast poderwał się z miejsca. Był to Bill.
- Tom! Coś ty zrobił z mieszkaniem?!!! To mi przypomina burdel, nie dom! – krzyczał Bill, nagle spostrzegł, że brat nie odbiera jego słów.
- Bill, zatrzymaj się na chwile... Tutaj masz kopertę... Nie wiem co zrobiłeś, ale to śmieszne nie jest... – mówiąc to, blondyn podał kopertę bratu.
- Co to jest­­? – zapytał się Bill z przerażeniem w oczach.
- Nie wiem... Nie czytałem... Ale mógłbyś mi powiedzieć o co tu chodzi? – zapytał się Tom, ale brat jakby był nieobecny.
„Drogi panie Kaulitz...
Bardzo chciałbym pana prosić, aby pan odpieprzył się od mojej dziewczyny, Andrea’y Gustaffson. Jeżeli pan tego nie zrobi, cos może się stać, a tego chyba pan nie chce, prawda? No, a więc ma pan na to 48 godzin, jeżeli nie... To już pan wie. A więc miłego zrywania, albo cierpienia panie Billu Kaulitz...
Rzetelny pan”
- Bill, o co tu chodzi do jasnej cholery?!!! – wykrzyczał Tom.
- Wierz mi... Lepiej nie wiedzieć... Ale teraz nie czas. Trzeba tu wszystko posprzątać. Ja musze gdzieś iść. Ty sprzątaj – ja idę... Wrócę za dwie godziny. – powiedział Bill, i wybiegł z domu, trzaskając drzwiami...
I tak Tom został sam. Bill, w tym czasie, pobiegł szybko do Izabeal.
- Izabeal. Cześć. Opowiedz mi wszystko o tym, jak mu tam... No nie wiem... – zawahał się Bill.
- Cześć... A co ty tu robisz? – zapytała się Izabeal, kompletnie nie wtajemniczona.
- Opowiedz mi o chłopaku Andrea’y... Takim, co z nim zerwała pół roku temu.... Chodziła z nim chyba jakieś dwa lata... Nie wiem... Wiesz, kto to taki? – zapytał się Bill.
- No oczywiście, że wiem... Jak mogłabym nie wiedzieć! Ale po co Ci to? – zapytała się dziewczyna.
- Nie ważne... Powiesz, czy nie?! – denerwował się Bill.
- No powiem, ale... – nie dokończyła Izabeal.
- No to mów! – odpowiedział Bill, i usiadł na krześle obok.
- Dobra... Nie denerwuj się tak... Spokojnie... – odpowiedziała dziewczyna.
- Gadasz, czy nie?!!! – niecierpliwił się chłopak.
- Ok., już... A więc tak... Nazywa się Jim Bucket. Ma teraz, chyba, 19 lat... Jest narkomanem, właśnie dlatego Andrea z nim zerwała... Kiedy to odkryła, powiedziała, że jeżeli się nie poprawi, to z nim zerwie... Mówiła tak chyba z dziesięć razy, aż do momentu kiedy zobaczyła go kompletnie naćpanego, z leżącymi obok niego dwiema dziewczynami... Najprawdopodobniej z dziwkami... Kiedy ona z nim zerwała, on zagroził, że ją zabije, jeżeli do niego nie wróci... Nawet raz próbował podpalić jej dom, ale nie udało mu się to za bardzo, jakoś... Od tego czasu nie robił takich numerów... Ale dlaczego mnie o to pytasz? – zapytała się dziewczyna, nic już nie rozumiejąc, i nawet nic nie podejrzewając...
- Nie ważne... Dzięki... Część. – rzucił Bill, i wyszedł.
Bill poszedł do parku, musiał wszystko przemyśleć... Później wrócił do domu, położył się na łóżku, i od razu usnął, zupełnie inaczej, niż jego brat, który poszedł na imprezę do jakiegoś nowego klubu w mieście...

niedziela, 31 sierpnia 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz. 12

I nowa część. XD Dedykacja dla moich czytelników, którzy wiernie wytrzymali te pół roku :D



Bill pobiegł za Andrea’ą, która jakby nie reagowała... Raczej się temu nie dziwił. Rozumiał ją. Rozumiał ją, jak nikt inny na tym świecie. Kochał ją. Andrea czuła się przy nim najszczęśliwsza na świecie, nawet jeżeli działo się coś strasznego, okropnego... Czuła się przy nim tak beztrosko... Czuła, że może wtedy wszystko... I tym razem tak było. Ale szara rzeczywistość musiała ją wyrwać z tego szczęścia, musiała...
ULICA, OBOK SZPITALA:
Nagle ktoś chwycił Andrea’e za rękę.
- Andrea... Zaczekaj, proszę Cię... – Bill chwycił szatynkę za rękę.
- Po co? Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? – zapytała się dziewczyna.
- Nie, ale... – brunet nie dokończył.
- Ale co? Puść mnie... Nie idę do Izabeal. – powiedziała szatynka, i wyrwała swoją rękę z dłoni Billa.
- Czekaj... A więc gdzie idziesz? – zapytał się chłopak.
- Przed siebie... – odpowiedziała dziewczyna, nie skłonna do rozmowy.
- Zaraz, zaraz... A więc gdzie idziesz? Nie uważasz, że powinniśmy powiedzieć wszystko Izabeal? – zapytał się brunet.
- Nie... – odpowiedziała niechętnie szatynka. – Ty nic nie rozumiesz... Zostaw mnie...
- Ale co mam rozumieć? Tu nic nie ma do rozumienia... – odpowiedział brunet.
- Jest, tylko ty o tym jeszcze nie wiesz... I lepiej, żebyś nie wiedział... – odpowiedziała szatynka.
- Ale... – zaczął Bill, lecz nie skończył...
- Nic nie rozumiesz! Nic... Ja tego kogoś znam... Znam, i to osobiście... Tu chodzi o mnie, nie o nią, nie o Toma, nie o Ciebie... O mnie... O mnie, i tylko o mnie... Rozumiesz? – zapytała się dziewczyna.
- Nie, nie za bardzo... Jak to o Ciebie? Dlaczego nie otruł Ciebie? Ja już nic nie rozumiem... – poddał się Bill, i usiadł na ławce obok.
- Kiedyś chodziłam z tym kimś... Kiedy z nim zerwałam, on powiedział, że jeszcze do niego wrócę, jak nie prośbą, to siłą... Wyśmiałam go. Nie wiedziałam, że on mówi poważnie, że nie kłamie... Od tego czasu minęło już około pół roku. Myślała, że już zapomniał o mnie, o całej tej sprawie. Myliłam się... I to bardzo... Nie mówiłam jeszcze tego nikomu. Jesteś pierwszy... – opowiedziała dziewczyna.
- A... A jak się rozstaliście??? – zapytał Bill
- Dowiedziałam się, że bierze narkotyki. Dowiedziałam się właśnie tego od Izabeal. On pewnie się teraz na niej zemścił. Na niej, i na mnie... Ale i tak boję, się, że na tym nie zaprzestanie swojej okrutnej zemsty... Że to dopiero początek... Ale wiesz co jest najgorsze? – zapytała się szatynka.
- Nie... – odpowiedział farbowany brunet.
- To, że chodziłam z nim te pieprzone dwa lata... Dwa lata mojego życia zostały zmarnowane... – rozpłakała się szatynka.
- Nie płacz. – Bill mówiąc to, objął ją, i pocałował w policzek.
Nagle podszedł do nich Tom.
- Ej, no dosyć już tych czułości... Idziemy, czy nie? – zapytał się blondyn.
- Nie... – odpowiedziała szatynka.
- Dlaczego? – zdziwił się Tom.
- Czy wy, Kautlizowie, musicie zadawać tak dużo pytań? – zapytała się szatynka.
- Ale... Dlaczego? – zapytał się Tom.
- Dlatego, że nie! Koniec! Nie rozumiesz, co to znaczy?!!! – zapytała się, a raczej wykrzyczała szatynka.
- Ale... – Tom nie dokończył.
- Tom, przestań, proszę Cię... Nie rozumiesz, co znaczy słowo nie? Nie rozumiesz, naprawdę? – zapytał się Bill, znając już odpowiedź.
- No rozumiem... – odpowiedział kompletnie już skołowany Tom.
- No to jak rozumiesz, to nie zadawaj już pytań, ok.? – powiedział Bill do Toma.
- No dobra, ale... – Tom nie dokończył.
- Idziesz do domu. Masz tu kluczyki. – w tym momencie, mówiąc to, Bill rzucił Tomowi kluczyki.
- Dobra... To na razie... – odpowiedział Tom, i zawrócił w stronę domu.
- A ty chodź... Pójdziemy do domu... – odpowiedział Bill przytulił szatynkę do siebie.

piątek, 4 stycznia 2008

Zawsze jest ta druga strona... cz.11

Chłopaki szybko pobiegli do szpitala, i z wielką prędkością wlecieli do sali, gdzie leżała Izabeal, tak, że o mało nie natrafili o ściane...
W SALI GDZIE LEŻAŁA IZABEAL:
- A... A co wy tu robicie?!!! – zdenerwowała się blondynka.
- My??? Gdzie jest Andrea? – zapytał się farbowany brunet.
- Nie ma, przyjdzie później... Ale co... – nie dokończyła dziewczyna.
- Daj mi do niej numer telefonu. Szybko. – mówił w wielkim rozpędzie brunet.
- Ok. Ale po co wam ona? – zapytała się dziewczyna.
- Nie ma czasu... Dawaj. – rozkazał brunet blondynce, i wyjął komórkę z kieszeni.
- Ok. Dobra... Możesz? – zapytała się dziewczyna.
- Tak. Podawaj. – odpowiedział farbowany brunet.
- Oki... 555874353 – podała dziewczyna, i zaraz zapytała. – Ale po co wam on?
- 555874353, tak? – zapytał się Bill dla potwierdzenia.
- Tak, ale po co wam on? – zapytała się Izabeal już bardziej siebie, bo nagle ta sala opustoszała...
Bliźniaki szybko wyszli ze szpitala, i Bill zadzwonił do Andrea’y.
ROZMOWA BILLA I ANDREA’Y:
- Halo... – zaczęła Andrea.
- Cześć, tu Bill. – powiedział brunet.
- Ooo... Bill... Cześć! Ale skąd masz mój numer? – zapytała się dziewczyna.
- Teraz to nie jest ważne... Słuchaj to nie jest rozmowa na telefon. Możemy się spotkać, teraz? – zapytał się Bill.
- No dobra, ale gdzie? – zapytała się dziewczyna.
- Kawiarnia „Geschenke”, za półgodziny, oki? – zapytał się brunet.
- Dobra... – odpowiedziała dziewczyna.
KAWIARNIA „GESCHENKE”, PÓŁGODZINY PÓŹNIEJ:
- Gdzie ona jest? – denerwował się Bill.
- S pokojnie braciszku, nie przejmuj się! – odpowiedział mu Tom, i pogładził po ramieniu.
Nagle do kawiarni weszła dziewczyna. Bill od razu poznał, że to Andrea.
- Cześć. – odpowiedziała niechętnie dziewczyna spoglądając krzywo na Toma.
- Cześć. – odpowiedziała szybko Bill.
- Ta... Hejka... – odpowiedział krzywo Tom.
- Dobra... Co jest? – zapytała się dziewczyna szybko, zauważając przy tym, że to bardzo ważne.
- Bo widzisz... Tom tego nie zrobił... – zaczął Bill, lecz szatynka mu przerwała.
- Czego? – zapytała się dziewczyna, udawając, że nie wie o co chodzi.
- No... Tom nie naćpał Izabeal... – mówiąc to Bill nachylił się bardzie j do dziewczyny.
- A więc kto? Święty Mikołaj? A może jego renifery, co? Taki prezent gwiazdkowy... – odpowiedziała mu dziewczyna.
- Tom, czy mógłbyś coś powiedzieć, a nie siedzisz jak ten słupek... – Bill zwrócił się do siedzącego obok Toma.
- Po pierwsze to słupy nie siedzą... A po drugie to przecież powiedziałem hejka. – odpowiedział Tom.
- Tom... Nie wygłupiaj się... Przynajmniej teraz mógłbyś się normalnie zachowywać, a nie jak ten debil... Opowiedz jej wszystko... – powiedział Bil do Toma.
- Dobra, dobra braciszku... – odpowiedział Tom, i zaczął opowiadać wszystko, co zdarzyło się podczas tej imprezy opowiadać.
Po półgodzinie opowieści Toma:
- A więc ty ją nie naćpałeś? – zapytała się dziewczyna.
- Nie... – odpowiedział Tom.
- Masz jeszcze tego sms-a? – zapytała się dziewczyna.
- Tak... Masz... – Toma podał komórkę szatynce.
- Zaraz... – dziewczyna wyjęła swoją komórkę z kieszeni.
- Przecież to on!!! – wykrzyknęła dziewczyna.
- Kto? – zdziwił się Bill.
- Jak on wyglądał?!!! – szatynka wstała i wykrzyknęła na całą kawiarnie.
- Kto? – zdziwił się blondyn.
- Andrea, usiądź... – Bill tymi słowami złapał szatynkę za rękę, i przysunął się do niej, obejmując ją przy tym.
- Jak on wyglądał? – powtórzyła dziewczyna, bliska już płaczu.
- Ale kto? – zapytał się chłopak.
- Tom... – Bill spojrzał na Toma takim wzrokiem, że Tom zaraz zrozumiał o kogo chodzi.
- Aaa... Nie kojarzyłem... – powiedział Tom, a po chwili dodał. – Nie widziałem go, było ciemno. Ale kiedy jakiś samochód przejeżdżał obok, i smuga światła przeleciała przez nas oboje... Zauważyłem tatuaż, w kształcie lwa na szyi... To wszystko.
Andrea szybko wybiegła z kawiarni, bliska płaczu. Bill zaraz za nią... Tom chciał zostać, ale wcześniej Bill, chyba tak odruchowo, wziął go za rękę, i wyprowadził z kawiarni...