Cześć wszystkim!!!

Hejka, witam wszystkich na moim blogu. Jest to blog z moim opowiadaniem. Dobra, aby tu dłuzej nie gadać, powiem tylko ZAPRASZAM!
Karola

poniedziałek, 31 grudnia 2007

Zawsze jest ta druga strona... cz.10

PIĄTEK, GODZ.15.00, SALA W KTÓREJ LEŻAŁA IZABEAL:
- Cześć. – przywitała się z przyjaciółką Andrea, i uśmiechnęła się do niej.
- O! Cześć... – odwzajemniła swój uśmiech Izabeal, do przyjaciółki.
- Nie zgadniesz! – wykrzyknęła szatynka.
- No nie... – uśmiechnęła się do niej blondyna.
- Jutro... – szatynka trzymała przyjaciółkę w niepewności. – Jutro...
- No co jutro?!!! – stawała się coraz to bardziej wkurzona blondyna.
- Jutro możesz iść do domu! - odpowiedziała dziewczyna.
- Taaa... Na serio? – zapytała się znacząco blondyna.
- Yhy... – szatynka pokiwała głową na znak zadowolenia.
- Juhu!!! – wykrzyczała dziewczyna.
- Dobra... A co u ciebie??? – zapytała się szatynka.
- Eee... Nic nowego... Żarcie nie dobre, łóżko nie wygodne itd. – żaliła się przyjaciółce Izabeal.
- Wiadome, jak to w szpitalu! – zaśmiała się dziewczyna.
- Taaa... – odwzajemniła uśmiech blondyna. – A! Powiesz mi wreszcie co jest między Tobą, a Billem???
- Jutro, moja droga, jutro... – Andrea uśmiechnęła się do koleżanki.
- Wczoraj mówiłaś, ze dzisiaj... – nie dokończyła blondyna.
- Ale to było wczoraj, dzisiaj jest dzisiaj. – odpowiedziała szatynka.
- Nie, to nie! – powiedziała Izabeal, i wytknęła język szatynce.
- Ojejku... Powiedz mi lepiej, co tam jeszcze u ciebie słychać... powiedziała szatynka.
Przyjaciółki rozmawiały tak jeszcze dobre dwie godziny.
W TYM CZASIE U KAULITZÓW:
Tom właśnie schodził ze schodów, kiedy Bill przyrządzał sobie kanapkę.
- O! Braciszek! – zaśmiał się Tom.
- O! Ćpun! – Bill nie odwdzięczył uśmiechu Tomowi.
- Że co... – zapytał się jednocześnie dziwiąco Tom.
- To samo braciszku, to samo... – odpowiedział Bill.
- Bill, coś ci się stało? Uderzyłeś się w głowę, albo coś w tym stylu? – zapytał się Tom.
- Nieeee... Skądże! Ale za to chyba ty tak! – odpowiedział farbowany brunet.
- Bill, co cię ugryzło? – zapytał się Tom.
- A nic... Zupełnie nic, tak sobie tylko mówię... – odpowiedział drwiąco Bill.
- Bill, to już przestaje być śmieszne! Przestań żartować! – odpowiedział Tom.
- A przepraszam... Zapomniałem, przecież ty nic nie pamiętasz! Przecież byłeś tak pijany, że nawet nie wiesz teraz kto to Izabeal Schmit! – wydarł się chłopak.
- Izabeal, Izabeal... Coś mi to mówi... – zastanawiał się Tom.
- A spójrz jeszcze do swojego pustego w głowie słownika, pod hasło MARIHUANA!!! – wydarł się Bill na brata.
- O co ci chodzi???
- O co?!!! Ty się jeszcze pytasz?!!! – wydarł się Bill na brata. – O mało ta dziewczyna przez twoją głupotę nie straciła życia!
- Co??? Dlaczego??? – zapytał się całkiem skołowany Tom.
- Nafaszerowałeś ją prochami, i teraz ona mogła umrzeć! – darł się Bill.
- Ale... Ja przecież... Nie, to przecież nie możliwe! Ja nie mam, nie miałem, i nigdy nie będę miał żadnych prochów! – krzyczał Tom.
- A więc dlaczego przyznałeś się, że to ty ją naćpałeś?! – zapytał się Bill.
- Ja... Ja nie wiem... Zaraz... Coś pamiętam, ale... Ale tak przez mgłę... – mówił Tom.
- Wiesz, choć teraz mógł byś sobie darować tych scen! – krzyczał Bill.
- Poczekaj, nie wiem czy to prawda, ale jeżeli tak to... – zaczął Tom - ...to wiem kto to zrobił.
- Tom, ty mówisz serio? – zapytał się na poważnie Bill.
- Ja zawsze mówię serio braciszku. – odpowiedział Tom.
- Dobra, a więc kto to był? – zaczął wypytywać Bill Toma.
- Ja, pamiętam wszystko przez mgłę, ale... Ale coś tam pamiętam, choć nie wiem czy to prawda, czy może mój wytwór wyobraźni... – zaczął Tom, ale Bill mu przerwał.
- Dobra, opowiedz wszystko po kolei, ja się tak nie upiłem, więc pamiętam wszystko z tej katastroficznej imprezy.
- A wiec... Może... Zaraz... To było jakieś dziesięć minut, po pójściu z imprezy tej szatynki, jak jej tam było... – zawahał się Tom.
- Andrea’y? – podpowiedział Bill bratu.
- O! Tak! Andrea’y... Zdzwonił telefon, to znaczy przyszedł mi sms. Ty myślałeś, że to twój, bo mieliśmy te same dzwonki, ale...
- Wiem, tak było! Ty mówisz prawdę... – zdziwił się brunet, który do końca nie wierzył, że jego brat mówił prawdę.
- A co ty myślałeś? – zapytał się blondyn.
- Dobra, oszczędź sobie... Mów dalej! – rozkazał chłopak.
- Nie poganiaj mnie! – powiedział blondyn.
- Dobrze, ale mów... – prosił brunet.
- Był to nr mi nie znany. Pierwszy raz go na oczy widziałem. – mówił blondyn.
- A co było w tym sms-ie? – zapytał się Bill.
- Ten ktoś napisał mi, żebym wyszedł na dwór. Zrobiłem, jak kazał. – mówił Tom.
- A więc to dlatego wtedy wyszedłeś?! – zapytał się twierdząco Bill.
- Tak, Bill... Tak, właśnie dlatego. – odpowiedział blondyn.
- Teraz wszystko rozumiem... – odpowiedział mu brat. – A masz jeszcze ten sms???
- Tak, mam go w komórce, nie chciałem go wykasowywać, kiedy go dostałem, nie chciało mi się... A później już sam o nim zapomniałem. Wiesz braciszku, tak to jest... – zaczął Tom, ale nie skończyła bo przerwał mu brat.
- Dobra, bez zbędnych tekstów jak ten ktoś wyglądał? – zapytał się Bill.
- Nie wiem, nie widziałem... Ale... Ale widziałem tatuaż z lwem na ramieniu. – przypominał sobie Tom.
- Pamiętasz może jeszcze coś??? – zapytał się Bill.
- Nie, już nie... Ale... – zatrzymał się Tom.
- Tak braciszku??? – ponaglał go Bill.
- Miał taki, chropowaty głos... Taki wkurzający lekko... – powiedział blondyn.
- Oki, świetnie braciszku! A pamiętasz może jeszcze jakiego był wzrostu, albo coś innego??? – zapytał się Bill.
- Był wzrostu... Był gdzieś taki jak ja... – powiedział Tom, ale nie dokończył.
- Chodź braciszku, idziemy wszystko powiedzieć dziewczynom. – powiedział Bill, i zciągnął brata z kanapy.
A więc chłopaki szybko pobiegli do szpitala.

Zawsze jest ta druga strona... cz.9

Bill i Andrea wrócili po około pół godziny. W tym czasie do Izabael przyjechała policja.
W SALI, GDZIE LEŻAŁA IZABEAL:
- A więc nic sobie nie przypomniałaś? – zapytał się podstępliwie jeden z policjantów.
- Już przecież mówiłam... Nie! – krzyczała dziewczyna.
- Na pewno... – zapytał mążczyzna.
- Nie pamiętam! Mówiłam już, że film urwał mi się po połowie koncertu... Ja od tej pory nic nie pamiętam. – tłumaczyła dziewczyna.
- A może nie chcesz pamiętać, albo ktoś cię zmusił, abyś nie mówiła co się stało naprawdę, hm? – zapytał się drugi policjant.
- Czy mam przeliterować??? – zapytała się blondynka, a po chwili dodała. - N! I! E! P! A! M! I! Ę! T! A! M!
Nagle do sali weszli Andrea i Bill.
- Co się tu dzieje??? – zapytała Andrea.
- Proszę nie przeszkadzać... Właśnie sprawdzamy kto stoi za tą sprawą... – powiedział policjant.
- Jaką?!!! – wykrzyczała dziewczyna.
- Tą z narkotykami. Tą, przez którą ona trafiła tutaj. – wytłumaczył mężczyzna.
- A więc dlaczego ona płacze?!!! – zapytała szatynka.
- To na pewno z wrażenia. – odpowiedział spokojnie mężczyzna.
- Wątpię... Zostawcie ją. – powiedziała przez zęby szatynka, a później wykrzyczała. – Zostawcie ją!!!
- Ale... – nie dokończył jeden z policjantów.
- Jakie ale?!!! Jakie ale?!!! Jeszcze ona... Och... Wynoście się!!! – wykrzyczała dziewczyna, i podeszła do płaczącej przyjaciółki. – Nie płacz... Nie płacz...
- Ale ja naprawdę nic nie pamiętam! Nie pamiętam, i to jest najgorsze... Wszystko byłoby inaczej gdybym pamiętała. Wszystko byłoby...prościejsze... – płakała Izabeal, przytulając się do przyjaciółki.
- Wiem... Nie płacz już, oki? Wszystko jeszcze ci się przypomni, zobaczysz... Zobaczysz. – pocieszała przyjaciółkę Andrea.
- Ale ja nie wiem, czy chce pamiętać! Czasami chce wiedzieć naprawdę co się zdarzyło, ale zaraz po tym przychodzi mi myśl, że nie... Że lepiej abym nie pamiętała. Ja już sama nie wiem... Andrea, dlaczego tak jest??? – rozpłakała się jeszcze bardziej dziewczyna.
- Nie wiem Izabeal, nie wiem... – powiedziała szatynka.
- Ja może już pójdę do domu... – powiedział Bill.
- Dobrze, idź. – przywtórzyła mu Andrea.
- Na razie... – powiedział Bill, i pomachała dziewczynom.
- Cześć... – odpowiedziała szatynka.
- Cześć. – odpowiedziała Billowi blondyna.
- Już ok.? – zapytała się Andrea przyjaciółki.
- Tak, dzięki. – odpowiedziała blondyna.
- Ok. To jak już wszystko ok., to ja już też pójdę do domu... – powiedziała dziewczyna.
- Poczekaj... – powiedziała blondyna.
- Tak? – zapytała szatynka.
- Powiesz mi wreszcie co jest między Tobą, a Billem??? – zapytała się blondyna.
- Wiesz, dużo by tu opowiadać... – powiedziała Andrea, aby uniknąć odpowiedzi.
- O nie, nie moja droga... Mów! – prosiła szatynka.
- Jutro, jutro ci opowiem, oki? – powiedziała szatynka.
- Proszę, powiedz mi teraz, proszę... – błagała Andrea.
- Jutro... – odmawiała dziewczyna.
- Dziś! – śmiała się blondyna.
- Jutro... Część. – pożegnała się z przyjaciółką szatynka.
- Proszę... – błagała dziewczyna.
- Jutro. Na razie. – pocałowała w policzek blondynkę szatynka.
- Cześć. – powiedziała już bardziej do siebie blondyna.

niedziela, 30 grudnia 2007

Zawsze jest ta druga strona... cz.8

Niedługo po tym Izabeal przywieźli do sali, gdzie leżała wcześniej. Czas było do rozmowy, której jakoś nie chcieli zaczynać... Lecz jednak musieli...
W SALI, GDZIE LEŻAŁA IZABEAL:
- Słuchaj, jest taka sprawa... – zaczął Bill.
- Ta... – przywtórzyła Andrea.
- O co chodzi? – zapytała się Izabeal.
- No... Chodzi o to, że... Co pamiętasz z tamtej nocy? – zapytała się jej Andrea.
- Szczerze? – zapytała się znacząco Izabeal. – Nic...
- Aha... Bo tak naprawdę my chcieliśmy wiedzieć co się stało... – skłamała Andrea.
- Na pewno? Coś mi tu nie pasuje... była ciekawa Izabeal.
- Na serio... Nic sobie nie przypomniałaś??? Nie wiesz co się wydarzyło dziś w nocy? – zadał pytanie podchwytliwe Bill.
- Ok... Powie mi ktoś co się święci, czy mam sama zgadywać?! – zapytała się dość już wkurzona Izabeal.
- Bo jest sprawa... – zaczął Bill, ale nie dokończył.
- No, to widzę... – odpowiedziała blondynka.
- Chodzi mu o to, żebyś nie mówiła, że to Tom cię naćpał. – powiedziała na jednym oddechu dziewczyna.
- I tak nic nie pamiętam... Film urwał mi się w połowie koncertu, może trochę dalej... – powiedziała, śmiejąc się Izabeal. – Ale jak nawet sobie przypomnę, to i tak nic nie powiem.
- Słowo??? – zapytał się Bill.
- Słowo... – odpowiedziała podejrzliwie blondyna.
- Idę do sklepu. – powiedziała blondynka.
- Idę z Tobą. – powiedział brunet.
- Ej, co jest? – zapytała podejrzliwie dziewczyna.
- Co? – zdziwił się farbowany brunet.
- No właśnie! Co?!!! – zaśmiała się dziewczyna.
- No co? Ja idę... – powiedziała szatynka, z nową energia w głosie, zupełnie inna, niż dwie godziny temu.
- No to ja też... Orbitkę sobie kupię. – powiedział chłopak.
NA SZPITALNYM KORYTARZU:
- O co jej chodziło? Nie wiesz? – zapytała dziewczyna.
- Nieee... – odpowiedział jej chłopak. – Ej, słuchaj, bo...
- Nooo... – ciągnęła go za język Andrea. – Halo...
- Jest sprawa, eee... – mówił brunet.
- No gadaj wreszcie! – nie wytrzymywała sztynka.
- No, bo... – jąkał się brunet – Eee...
- No eee... – naśladowała go szatynka.
- Będziesz ze mną chodzić? – powiedział na jednym oddechu Bill.
- Że co? – zdziwiła się szatynka.
- No, ten tego... Będziesz ze mną chodzić? – powtórzył chłopak.
- No, nie wiem... – powiedziała poważnie szatynka.
- Dobra... Rozumiem... – zasmucił się brunet.
- Dobra! – zaczęła śmiać się szatynka.
- Jeeeeeeeeeest!!! – Bill zaczął krzyczeć na cały korytarz.
- Przestań, bo się ludzie na ciebie patrzą... – pouczyła go szatynka.
- Przepraszam... To z wrażenia... – powiedział Bill.
- A teraz chodź, bo nam sklep zamkną... – zaczęła biec szatynka, a zaraz za nią farbowany brunet, czyli Bill.

Zawsze jest ta druga strona... cz.7

I tak Gustav został sam... Nie wiedział co się za chwilę stanie. Wiedział jedynie, gdzie poszli Andrea i Bill, ale nie był tego pewien...
Natomiast Andrea była już półżywa... Nic, z resztą dziwnego. Nie spała całą noc!
PRZED SZPITALNYM SKLEPEM:
- Nie chciałabyś wrócić do domu przespać się? – zapytał się Bill Andrea’y.
- Nie... Nie mogę... Z resztą, i tak bym nie usnęła. Zbyt wiele wrażeń... Co tu dużo gadać?! Sam przecież wiesz... – odparła Andrea.
- Może to pytanie jest dziwne, ale jeszcze nie wiem, jak ty się nazywasz... Powiesz mi? – zaśmiał się Bill.
- A! Tak... Jestem Andrea Gustaffson. – przedstawiła się dziewczyna. – A ty?
- Ja? Ja jestem Bill Kaulitz. – przedstawił się Bill. – A jak nazywa się Twoja przyjaciółka?
- Ona nazywa się Izabeal Smith. Znamy się od przedszkola. Razem chodziłyśmy do tego samego. – powiedziała szatynka.
- Aha... – odpowiedział Bill. – A opowiedz mi coś jeszcze o sobie...
- Dużo by tu mówić... – odpowiedziała dziewczyna.
- Opowiedz... Mamy przecież trochę czasu. – nalegał chłopak.
- No dobra... – uległa szatynka. – A więc! Mam obecnie 17 lat. Urodziłam się we Francji, mój ojciec był Francuzem, matka Niemką. Urodziłam się przypadkiem... Z wakacyjnego romansu mamy i taty. Moi rodzice ożenili się tylko ze względu na mnie, ale i tak rozwiedli, jak miałam 2 latka. Później mama ożeniła się ponownie, z jakimś Jensem Patrick’iem, ale rozwiedli się po trzech, może czterech latach małżeństwa. Ale muszę Ci powiedzieć Bill, że ja i mama byłyśmy nawet szczęśliwe. Dużo pił, grał w kasynie. Umiał tak całymi nocami tam siedzieć, dopóki nie przegrał wszystkich pieniędzy. Mama często przez niego płakała. To właśnie był powód tego rozwodu. Później mama już się nie ożeniła. Nawet nie związała się z nikim. Powiedziała sobie dość, i zajęła się tylko mną. I myślę, że tak jest dobrze. Nie potrzebny mi żaden prawdziwy, ani przybrany ojciec.
- A Twój ojciec, kontaktujesz się z nim? – zapytał Bill.
- Nie. Ostatni raz widziałam go właśnie wtedy kiedy odchodził. – odpowiedziała ze smutkiem w głosie Andrea.
- A więc nie miałaś udanego życia? – zapytał się znając, już odpowiedź Bill.
- Wiesz, mimo wszystko, cieszę się, że mam taki, a nie inny życiorys. Myślę, że jakbym miała życie usłane jedynie różami, to nie poznałabym prawdziwego sensu życia, nie wiedziałabym co to znaczy prawdziwa miłość, czy szczęście. I takie, jakie ja mam życie, takie uważam właśnie za udane. – powiedziała dziewczyna.
- Moją historie znasz już pewnie, co nie? – zapytał Bill.
- Tak, z gazet. – odpowiedziała Andrea.
- Opowiedziałaś mi o przeszłości, a jak wymarzyłaś sobie przyszłość? – zapytał Bill.
- Chciałabym studiować na Brotweyu, i zostać zawodową tancerką, albo zostać projektantką mody, i otworzyć własną firmę. Jeszcze nie wiem... – powiedziała dziewczyna, a po chwili zapytała. – A jak ty wyobrażasz sobie swoją przyszłość?
- Ja bardzo podobnie... Też chcę projektować ciuchy... – odpowiedział Bill, śmiejąc się.
- Mamy coś wspólnego... – zaśmiała się dziewczyna.
- Rzeczywiście... – zaczął się śmiać także Bill.
- Ale nam zeszło! Już gadamy 40 minut. – ponagliła Billa Andrea.
- Już?! Tak szybko?! – zdziwił się chłopak.
- No... Tak... – powiedziała szatynka. – A co powiemy Gustavowi?
- Że nie mogliśmy znaleźć sklepu, a gdy już go znaleźliśmy, to była straszna kolejka. – zaśmiał się Bill.
- Dobra, ale chodź już kupić tą cole... – powiedziała szatynka.
- Tak jest! – zaśmiał się Bill.
- Nie wygłupiaj się, tylko chodź! – rozkazała mu Andrea.
W SALI, GDZIE LEŻAŁA IZABEAL:
- Gdzie oni się podziewają?!!! – zastanawiał się głośno Gustav. – Już dawno powinni tu być! Tutaj mi się dziewczyna wybudziła, a ich nie ma!
- A gdzie Izabael?!!! Coś jej się stało tak?!!! – krzyczała Andrea.
- Nic jej nie jest. Właśnie się wybudziła, i wzięli ja na badania...
- Co takiego?!!! Jest, jest, jest! – darła się na cały szpital, i skakała z radości.
- Proszę się tak nie śmiać, bo nam pani chorych ze śpiączki powybudza! – powiedziała do niej pielęgniarka, przechodząca obok.
- Ale proszę pani pielęgniarko! Minister zdrowia mi kazał wszystkich powybudzać! – odparła dziewczyna.
- Proszę nie skakać! Lepiej niech pani posłucha! – powiedział i zaśmiał się doktor.
- Dobrze... – powiedziała szatynka.
- Dziewczyna czuje się dobrze. Ale musimy zostawić ją jeszcze w szpitalu, na obserwacje. – powiedział lekarz. – Ale myślę, że... Dzisiaj jest czwartek, tak?
- Tak. – odpowiedział Bill.
- To może wyjdzie nawet w poniedziałek. – powiedział lekarz, i poszedł korytarzem w prawo.
- Dzięki za wszystko chłopaki! – przytuliła się do obojgu chłopaków Andrea.
- Nie ma sprawy... – odpowiedzieli jednogłośnie Bill i Gustav, po czym się oboje ośmiali.
- No to ja jadę chyba do domu, ale wstąpię jeszcze do Toma... A ty Bill? – zapytał blondyn.
- Nie, zostanę jeszcze chwilę, poczekam na Izabeal. – powiedział Bill, a po chwili dodał. – A co robimy z... Tomem. Musimy przecież powiedzieć o tym Izabeal!
- No właśnie... – przywturzył mu blondyn. – Ale na mnie nie liczcie! Ja muszę iść do domu, i wziąć gorącą kąpiel.
- No dobra... To na razie... – powiedział Bill do Gustava.
- Narka... – odpowiedział Gustav.
- Cześć... – pożegnała się z Gustavem Andrea.
- A więc kto mówi? – zapytał się Bill Andrea’y.
- Ja mogę jej powiedzieć, co ty jej chcesz powiedzieć... – powiedziała dziewczyna.
- Czyli? – nie rozumiał Bill.
- No wiesz! Takie wprowadzenie... – odpowiedziała dziewczyna.
- A dlaczego ja mam mówić jej o tym, co? Dlaczego nie ty? Przecież ty jesteś jej przyjaciółką... – odpowiedział brunet.
- Ale ty jesteś głównym pomysłodawcą... Ty to wymyśliłeś, i powiesz jej to najlepiej, naprawdę... – powiedziała Andrea, z lekkim uśmiechem.
- No dobra... Wymusiłaś na mnie... Ale następnym razem ty mówisz! – uśmiechnął się do Andrea’y Bill.
- Wiesz, oby takich razów więcej nie było... – wytyknęła język Bill’owi Andrea.

sobota, 29 grudnia 2007

Zawsze jest ta druga strona... cz.6

Do szpitala pojechał Bill, Gustav, i Andrea. Wszyscy byli przerażeni całą sytuacją. Nikt nic nie mówił. Nie mógł. To wszystko ich przerażało, przewyższało. Nie wiedzieli, co robić. Wreszcie poprosił ich, a raczej tylko Andrea’e do swojego pokoju, ale, że Andrea ledwo trzymała się na nogach, i z wrażenia mogła się zaraz przewrócić. poprosiła chłopaków, aby z nią poszli.
W GABINECIE DOKTORA:
- Co z nią? – od progu zapytała się Andrea.
- Usiądźcie. – powiedział lekarz.
- Co z nią? – zapytała ponownie Andrea, widziała, że lekarz ma niewyraźną minę, coś przeczuwała, ale nie wiedziała co to, łzy znów napływały jej do oczu.
Lekarz wstał.
- Co z nią się dzieje?!!! – wykrzyczała przez zęby Andrea, ledwo powstrzymując płacz.
- Nie mogę powiedzieć, że jest wspaniale, bo skłamałbym. Nie jest najlepiej. Wzięła dużą dawkę marihuany. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć. Wszystko będzie jasne po pierwszych 24 godzinach. – odpowiedział lekarz.
- Czyli ona może umrzeć?! Może z tego nie wyjść?! – dziewczyna zaczęła krzyczeć przez łzy.
- Nie, raczej już nie. Chociaż musimy przygotować się na najgorsze. – odpowiedział lekarz.
W tym momencie Andrea wybiegła z pokoju. Bill zaraz za nią. Gustav za Billem. Nagle, w jednej chwili, w pokoju został jedynie lekarz.
Andrea pobiegła do sali gdzie leżała jej przyjaciółka. Nagle uświadomiła sobie jaka była dla niej ważna Izabeal. Nie mogła sobie wybaczyć tego, że wtedy, kiedy Tom zaproponował imprezę, ona jej ze sobą nie wzięła. To było najgorsze. Nagle do sali wszedł Bill. Przytulił do siebie całą zapłakaną Andrea’e. Nagle coś między nimi zaiskrzyło, i Bill pocałował ją. Oboje nie wiedzieli co to było. Nagle do pokoju wszedł Gustav.
- Nie obudziła się jeszcze? – zapytał blondyn.
- Nie. – powiedział Bill.
- Mam nadzieję, że z tego wyjdzie... – powiedział blondyn.
- Ja też... – powiedziała Andrea.
- Hej, a co zrobimy z Tomem? – zapytał cicho brunet.
- Czyli? – zapytała dziewczyna.
- Powiemy, że to on ją naćpał, czy nie? – zapytał się brunet.
- Nie wiem... – odpowiedziała dziewczyna.
- Proszę was, nie mówcie nikomu. On sobie może przez to zniszczyć życie, a ode mnie, i mamy to on już dostanie, przysięgam. – namawiał wszystkich Bill.
- Nie wiem. – odpowiedziała dziewczyna.
- Proszę... – mówił dalej brunet.
- No dobra... – zgodziła się dziewczyna. – Tylko co powiemy, jeżeli będą nas pytać?!
- Powiemy, że ty po koncercie poszłaś kupić cole w sklepie obok. Chciałaś, aby ona weszła z tobą, ale ona powiedziała, że poczeka na dworze. Kiedy wyszłaś, jej tam nie było. Później zaczęłaś jej szukać, i przypadkiem natrafiłaś na nas. Szukaliśmy wszyscy, i nagle zobaczyłaś, że ona leży przy drzewie nieprzytomna. Szybko później zanieśliśmy ją do naszej garderoby, i zadzwoniliśmy po karetkę, oki? – opowiedział wszystko Bill.
- No dobrze... Idę kupić sobie cole. A wy chcecie coś? – zapytała się smutno dziewczyna.
- Poczekaj, pójdę z Tobą. – zaproponował Bill.
- Dobra. To ty Gustav, proszę, zostań z Izabeal. Proszę... – poprosiła Andrea.
- Dobra. Nie ma sprawy. Idźcie. Ja tu zostanę... Ale później powiecie mi co między wami się święci? – powiedział już bardziej do siebie Gustav.

piątek, 28 grudnia 2007

Zawsze jest ta druga strona... cz.5 (już)

PRZED BLOKIEM WUJKA ANDREA’Y:
Andrea podjęła decyzję – wróci tam. Jeszcze nie wiedziała, co im powie, ale była pewna, co do tego, co postanowiła. Już nie była taka przybita, jak wtedy, kiedy szła do domu. Nie wiedziała, dlaczego, ale była nawet lekko wesoła. Tylko jedno nie dawało jej spokoju... Myślała ciągle, jak potraktują ją teraz. Ale coś jej mówiło, że wszystko będzie dobrze. Lecz nawet nie wiedziała, czy zostanie tam, czy może pójdzie po Izabeal, aby zabrać ją do domu... A może pójdzie tam pod pretekstem, że przyszła po Izabeal, ale zostanie tam... Nie wiedziała. Nawet o tym nie myślała... Dopiero, kiedy doszła do budynku, gdzie były garderoby chłopaków, dopiero wtedy zastanowiła się, co im powie... Dopiero teraz zdała sobie sprawę, z tego, co robi... Znów pojawiły się myśli o powrocie do domu. Ale nie teraz, już zbyt daleko doszła... Już nie... Odruchowo nacisnęła na klamkę, i otworzyła drzwi... Do jej uszu doleciała jedynie głośna muzyka. Nagle z garderoby Toma wyszła Izabeal, zupełnie pijana... Zaraz za nią wyszedł, również zupełnie pijany Tom. Już wiedziała, co się ma stać. Natychmiast chwyciła Izabeal za rękę, i zaciągnęła na dwór.
NA DWORZE:
- Co ty robisz?!!! Izabeal! – zaczęła krzyczeć Andrea do przyjaciółki.
- Nie drzyj się tak! Wszystko słyszę! To po pierwsze, a po drugie... – nie dokończyła Izabeal.
- Po drugie, to wracasz do domu... – krzyczała Andrea.
- Nie zachowuj się jak dziecko! Andrea... – zaczęła Izabeal.
- Dziecko, to ty możesz mieć, jak się z nim... – nie dokończyła Andrea. – Izabeal, co ci jest??? Izabeal! Nie wygłupiaj się! Izabeal!
Izabeal upadła na ścianę. Nie odzywała się... Andrea szybko pobiegła do Toma.
W KORYTARZU, GDZIE BYŁY DRZWI DO GARDERÓB CHŁOPAKÓW:
- Co ty jej zrobiłeś, co?!!! – zaczęła wrzeszczeć Andrea do Toma.
- O co ci chodzi?!!! – zapytał się chłopak, udawając, że nic nie wie...
- Jak to, o co? Upiliście ją tak, że teraz leży na ścianie i się nie odzywa! – w tym momencie zaczęła płakać.
- Nie rób takiej minki, to nie robi na mnie wrażenia... A po za tym mała ilość marihuany jeszcze nikomu nie zaszkodziła... – Tom nie dokończył. Andrea przyłożyła mu w policzek.
- Naćpałeś ją?!!! Ty podły łotrze, ty, ty... Nie ma na ciebie słów, wiesz?!!! – zaczęła jeszcze bardziej płakać.
- Taka już moja natura słonko... – uśmiechnął się Tom do dziewczyny, która cała była zapłakana.
Nagle z pokoju wyszedł Bill.
- Co się tu dzieje?!!! – zapytał przerażony Bill, od razu poznał dziewczynę, którą poznał godzinę temu.
- Twój kochany braciszek naćpał moja przyjaciółkę, i teraz ona leży pod ścianą nieprzytomna. – powiedziała Andrea, pogrążając się jeszcze bardziej w płaczu.
- To prawda?!!! Tom, to prawda?!!! – Bill darł się na Toma, który jakby nie reagował.
Nagle do korytarza weszła Izabeal:
- Nie dobrze mi... – mówiąc to, znów upadła.
- Dajcie coś do siedzenia... Szybko! – krzyczała Andrea, i podbiegła szybko do przyjaciółki, opierając ja o ścianę. – Szybko...
- Uuuu... Nie przyzwyczajona jakoś... Mogła mi powiedzieć... – śmiał się Tom.
- Ty draniu!!! – podbiegła natychmiast do niego Andrea, i wymierzyła mu w policzek.
- Znalazła się... Przybłęda... – chłopak śmiał się nadal.
- Jesteś bezczelny!!! – krzyczała dziewczyna.
- To po tatusiu... – Tom zaczął śmiać się jeszcze bardziej, ale przestał kiedy dziewczyna wymierzyła mu kolejny policzek. – Jak jeszcze raz mnie uderzysz, to...
- To co?!!! Uderzysz mnie?!!! – zapytała się płacząc Andrea.
- A żebyś wiedziała! Bo to, co teraz zrobiłaś nie było śmieszne... – odpowiedział, już na poważnie Tom.
- A to, co ty zrobiłeś, to może było śmieszne... – zaczęła jeszcze bardziej krzyczeć dziewczyna.
- Przynajmniej w większym stopniu, niż to, co zrobiłaś mi ty! – odpowiedział Tom.
- Ty łotrze! – krzyczała dziewczyna, zaciskając zęby.
W tej chwili z pokoju wyszedł Bill z krzesłem.
- A wy znowu?!!! Teraz nie czas na kłótnie... – powiedział Bill.
- To niech ten twój braciszek nie śmieje się z tego, że Izabeal leży pod ścianą nieprzytomna i naćpana! – krzyczała dziewczyna.
- Tom, czy ty zawsze musisz być taki? – zapytał spokojnie Bill.
- Jaki? – zaśmiał się Tom.
- Nie ważne. – powiedział Bill, i zwrócił się do Andrea’y. – Nie zwracaj na niego uwagi. On zawsze jest taki, jak jest upity na maxa...
- Ale to go nie usprawiedliwia! – krzyczała Andrea.
- Wiem, ale przynajmniej ty bądź mądrzejsza, i nie kłóć się, proszę... – poprosił Bill Andrea’e.
- No dobrze... – zgodziła się Andrea, ale nie chętnie.
- Masz, daj jej to krzesło, ja zadzwonię po karetkę... – Bill zwrócił się do Abdrea’y.
- Dobrze. – odpowiedziała dziewczyna, zupełnie już skołowana.
Kiedy Andrea sadzała Izabeal na krześle, z pokoju wyszedł Gustav i Georg.
- Co tu się dzieje?!- zapytał Gustav.
- A... Dużo by tu mówić... – wymigiwał się Tom od odpowiedzi.
- Ja mam czasu dużo, więc możesz mówić ile chcesz czasu... – odpowiedział Gustav.
- Ale ja nie mam. O! – odpowiedział Tom, i poszedł do siebie.
- Co się tu dzieję? – zwrócił się Gustav do szatynki.
- Ten przeklęty debil naćpał moją przyjaciółkę marihuaną, a teraz ona leży nieprzytomna... – z trudem wymówiła te słowa dziewczyna, ponieważ przeszkadzał jej płacz, który cały czas się powiększał.
- Nie płacz... Wszystko będzie dobrze... – próbował pocieszyć Andrea’ę Gustav.
Do korytarza wszedł Bill.
- Karetka wezwana. – powiadomił wszystkich Bill.
- Dobrze. A kiedy będzie? – zapytała się szatynka.
- Powinna być za piętnaście minut. – odpowiedział Bill, a po chwili zapytał się. – A gdzie Tom?
- Poszedł do siebie. – odpowiedział Gustav.
- Bardzo dobrze. Tutaj by tylko przeszkadzał. – odpowiedział Bill.
Karetka przyjechała szybciej, niż wszyscy się spodziewali. Razem z Izabeal do szpitala pojechała Andrea, Bill i Gustav.

Zawsze jest ta druga strona...

W KORYTARZU, GDZIE BYŁY DRZWI DO GARDEROBY CHŁOPAKÓW:
- A kim ty jesteś?!!! Co ty tu robisz?!!! – zdenerwował się jakiś chłopak w czapce, który przypominał Billa.
- Ja??? Ja już wychodzę... Przyszłam zaledwie na chwile... Już mnie nie ma... – posmutniała jeszcze bardziej Andrea, i odwróciła się w stronę drzwi, i oddała kroki w ich stronę...
- Zaraz... Co ty tu robisz?!!! – zapytał chłopak i podszedł do Andrea’y.
- Nic! Nie rozumiesz! Nic! – nie wytrzymała i rozpłakała się...
- Dlaczego płaczesz? – zapytał Bill, tak opiekuńczo i ciepło, że dziewczyna przez chwile czuła się najszczęśliwsza na świecie, ale nie długo, bo zaraz przypomniała sobie o rzeczywistości, i znów zaczęła płakać... – Coś się stało?
- Nie ważne... Muszę już iść... – odparła przez łzy Andrea.
- Ważne, bo to stało się tutaj, i jak zapewne się stało, przez mojego brata... – odparł chłopak, który chyba jako pierwszy przejął się jej losem...
- Nie ważne... Nie ma sprawy... Po prostu mnie tu nie było, oki? Nie widziałeś mnie, rozumiesz? – powiedziała pytając Andrea.
- Nie rozumiem... Dlaczego??? – zapytał chłopak zupełnie nic nie rozumiejac.
- Nie musisz nic rozumieć... Koniec! I pozdrów swojego brata, oraz swoich kumpli... – odparła, jeszcze bardziej płacząc dziewczyna, i poszła żywym krokiem przed siebie.
- Zaczekaj! Kim ty właściwie jesteś? – zapytał chłopak, ale już nie zdążył, bo dziewczyna, tylko trzasnęła drzwiami, i już jej nie było.
Bill był cały skołowany. Nie wiedział, czy naprawdę spotkał tą tajemniczą dziewczynę, czy to było tylko złudzenie... Miał dziwne uczucia. Chociaż był wszystkiego pewny, to nie był pewien niczego. Postanowił pójść do swojego brata na imprezę. Przynajmniej tego był pewien.
PO DRODZE, KIEDY ANDREA WRACAŁA DO DOMU SWOJEGO WUJA:
Andrea nie była, podobnie tak jak Bill, niczego pewna. Myślała, o tym jaki naprawdę jest Tom. Wydawało jej się, że niby ten sam chłopak, niby te same cech, a jednak jest zupełnie inny w gazecie, i zupełnie inny niż na żywo.
To nie dawało jej spokoju. Ciągle myślała o nim, o tym jak się spotkali itd. A więc zadawała sobie pytanie „jaki on jest naprawdę”. Nagle coś, nie wiadomo skąd, przypomniało jej o Billu. Nagle zaczęła myśleć tylko o nim. Znalazła się już pod domem wuja. Nagle jakaś podświadoma moc kazała jej wrócić do Izabeal, a raczej do chłopaków. Lecz druga, aby tam nie wracała. Obie myśli były bardzo silne. Obie mówiły coś, co było dla niej bardzo ważne. Obie mogły zupełnie zmienić jej życie. Obie coraz bardziej narastały. Dziewczyna spojrzała się w górę, tak jakby ktoś tam ją wołał. Za chwilę dziewczyna obejrzała się za siebie, znów mając wrażenie, jakby ktoś tam ja wołał. Już zdecydowała. Była tego pewna, pewna jak nigdy przedtem. Odwróciła się tyłem do bloku, gdzie mieszkał jej wujek, i ruszyła przed siebie. Ale nagle jej podświadomość nr 2 przypomniała jej, jak potraktował ją Tom, a nawet jej przyjaciółka. Zlekceważyli ją... Miała wrażenie, że miejsce, w którym siedzi wypełnia jedynie powietrze. Ogarnął ją strach... „A jeżeli postąpią znów tak samo, jak wtedy?” Różne, lecz wydawało jej się, że takie same, krążyły jej po głowie. Nie wiedziała co robić. Nagle pojawiła się kolejna myśl. Przecież tam może być ten chłopak! Chłopak, który ją wtedy zaczął pocieszać, a którego wtedy odrzuciła! Może nie być tak źle... Może, ale nie musi... A w ogóle kim on był? Nawet nie zdążyła mu się dobrze przyjrzeć! Nie wiedziała zupełnie co robić. Pójść, czy nie?!!! Niby prosta, i krotka decyzja, a jednak pochłaniająca wiele czasu, zostawia wiele do myślenia. Kompletnie nie wiedziała co robić. Usiadła obok na ławce. Musiała poukładać sobie myśli. Zaczęła się nagle śmiać, sama nie wiedziała dlaczego. Nagle poczuła, że po jej policzku spływa łza. Jednak nadal się śmiała, lecz coraz to mniej. A bardziej płacze... Nie wiedziała zupełnie co się z nią dzieje. Nie wiedziała dlaczego, z jakiego powodu się śmieje... Dlaczego, z jakiego powodu płacze? Co się z nią dzieje?!!! Nie mogła tego w żaden sposób zrozumieć... Nagle coś jej przyszło do głowy... A może to podświadomość! Może to dlatego?!!! Lecz zaraz pomyślała, że nie... Podświadomość, to coś nie żyjącego! Nie mogło spowodować to u niej płaczu, i zarazem śmiechu! A jednak nie dawało jej to spokoju. Ale zaraz pomyślała, że teraz nie jest czas na takie sprawy! Teraz przede wszystkim musiała podjąć decyzję, czy wrócić na imprezę, czy też nie! Nie wiedziała co robić, jaka decyzja będzie słuszniejsza... Wreszcie podjęła ją, choć łatwo nie było...

Dobra, część dalsza mojego opwiadania...

PRZED GARDEROBĄ TOMA:
- Niestety, musisz iść... Nikt nie ma czasu, a to Gustav stroi perkusje, Bill zmył właśnie makijaż, no a Georg... No sama wiesz... Jest nie ten tego... – zwrócił się Tom do Andrea’y.
- Rozumiem... Przecież oni mają własne zajęcia... Powinnam była już dawno iść... Na razie Izabeal... Zobaczymy się u mojego wujka... – Andrea pożegnała się z przyjaciółką, i odwróciła się w stronę drzwi...
- Zaczekaj! Nie idź! Przecież ten, jak mu tam... A! Tom, nie powiedział, że musisz iść koniecznie, możesz zostać, jeśli chcesz... – próbowała namówić Izabeal przyjaciółkę...
- Nie, dzięki... Muszę już wracać... – odpowiedziała Andrea...
- Zostań... Andrea... – próbowała namówić przyjaciółkę Izabeal. – Bo ja też pójdę! No, Andrea, nie bądź taka... Zostań...
- No dobra, ale chwilkę... – dała się namówić blondyna, ale nie było widać w niej żadnego entuzjazmu... Nawet uśmiechała się tylko sztucznie, aby nie zrobić przykrości przyjaciółce...
W GARDEROBIE TOMA:
Tom i Izabeal usiedli obok siebie, na kanapie, przy stoliku. Andrea usiadła sama, obok lustra. Patrzyła się tylko na Toma i Izabeal, którzy gadali, i śmiali się... Ona była sama. W tej chwili miała wrażenie, że w miejsce w którym siedzi, wypełnia jedynie powietrze...
- A tak na marginesie, to jak wy się w ogóle nazywacie??? – zapytał się jedyny chłopak w tym pokoju, czyli Tom.
- Ja jestem Izabeal... A to jest Andrea, moja przyjaciółka... – przedstawiła siebie, i Andrea’e Izabeal.
- Ja, jak zapewne wiecie, nazywam się Tom, Tom Kaulitz... – przedstawił się blondyn. – Napijecie się czegoś?
- Ja poproszę o sok pomarańczowy. A ty Andrea? – zapytała się Izabeal.
- Dziękuję, ja nie chcę... – odpowiedziała ze smutkiem w głosie Andrea.
- Nie, to nie... – odpowiedziała Izabeal.
W tym właśnie momencie do pokoju wszedł Gustav.
- O! Cześć... Nazywam się Gustav, a wy? – zapytał się chłopak.
- To jest Andrea, a ja nazywam się Izabeal. – przedstawiła siebie i swoją przyjaciółkę Izabeal.
- Hej... A wiec co mnie ominęło? – zapytał się śmiejąco Gustav.
- Słuchajcie! A może zrobimy małą imprezę?!!! – zapytał się Tom.
- No mnie pasuje... A wam, dziewczyny??? – zapytał się Gustav.
- No mnie też... To co? Robimy?!!! – zapytała znacząco Izabeal.
Wszyscy zajęli się przyszykowaniami, choć nie było to potrzebne... Cały ten pokój wyglądał, jakby był właśnie przyszykowany do imprezy... Albo po niej... Jedynie Andrea nie cieszyła się, przynajmniej tak jak inni, z tego powodu, że będzie impra... Zdecydowała, że pójdzie już do domu, więc wymknęła się po cichu z pokoju...

czwartek, 27 grudnia 2007

Dalsza część mojego opowiadania wspaniałego!!!


PO KONCERCIE PRZED GARDEROBĄ TOMA:
- Cześć. Wołałeś nas? – zapytała szatynka.
- O! Cześć... Ale kim ty jesteś??? Ciebie nie kazałem przyprowadzić! – odpowiedział zdziwiony chłopak, o imieniu Tom.
- Co??? – zdziwiła się szatynka. – Nie chodziło o mnie?!!!
- Nie... Chodziło mi o nią! – odpowiedział Tom.
- Co??? A po co Ci ja do szczęścia potrzebna?!!! – zdziwiła się blondyna.
- No, wiesz... Chciałbym... – jąkał się blondyn. – Są sprawy, o których nie mówi się otwarcie, przy ludziach...
- Czyli?!!! – zapytała już dość wkurzona Izabeal.
- Musisz zadawać tyle pytań? – zapytał się już znudzony Tom, i zwrócił się do ochroniarza. – Ochroniarz, wyprowadź tą panią, o brązowych włosach!
- Dobrze... – odpowiedział, ziewając ochroniarz.
- Chcesz ją stąd wyrzucić?!!! Od tak?!!! – wzburzyła się blondyna.
- No, a co mam z nią zrobić??? Przecież jej ze sobą nie weźmiemy!!! – powiedział, trochę zdziwiony tym pytaniem Tom.
- Weźmiemy??? Co to miało znaczyć?!!! – krzyczała blondyna.
- No, wiesz... Delikatne sprawy! – odpowiedział Tom.
- No dobra! Ale, nie! Nie dobra! Podrzuć ją swojemu bratu, czy komuś jeszcze... – odpowiedziała blondyna.
- No dobra, idę do Billa. – powiedział już całkiem znudzony ta sytuacją Tom.
- Oki... – odpowiedziała blondyna.
Sama jednak zainteresowana, nic się nie odzywała. Była bliska płaczu... Myślała, że Tom jest inny, to znaczy, bardziej opiekuńczy, miły... A okazał się zimnym draniem...
W GARDEROBIE BILLA:
- Bill, przyplątała się do mnie jakaś przybłęda, weź ją do siebie... – powiedział Tom, z nadzieją w głosie...
- Teraz?!!! Wykluczone! Dopiero co zmyłem makijaż! W życiu! – krzyczał Bill...
- No, ale bez makijażu, czy z... To przecież nie różnica! I tak jesteś podobny do mnie... przecież to nie różnica! – krzyczał Tom.
- Właśnie, że jest to różnicą! Ja już mam taki makijażowy styl, i jeżeli ktoś zobaczy mnie bez makijażu, to... – zaciął się Bill. – A w ogóle to po co tyle szumu, o jedną dziewczynę?!!!
- Nie, to nie! – powiedział Tom, i wytyknał język bratu. – Może Gustav mi pomoże...
W GARDEROBIE GUSTAVA:
- Gustav, czy wziął byś do siebie, na kilka minut pewną dziewczynę, a raczej przybłędę??? – zapytał z nadzieją w głosie blondyn.
- Teraz nie mogę... Stroje sobie perkusję...
- Proszę... – jęczał Tom.
- Nie! Idź do Billa... – odpowiedział mu zdenerwowany Gustav.
- Byłem, nie zgodził się... – odpowiedział błagająco bliźniak.
- To idź do Georga... – zaśmiał się Gustav.
- Przecież wiesz, że on jest niedorozwinięty... – wyjąkał Tom.
- A w ogóle to nie musisz już iść??? – wypędzał pytająco Gustav Toma.

Oki, zamieszcze tu swoje wspaniałe opko...

Tylko sie nie smiać! Bo wymorduje... xDDDDD

Ach, jaki to był piękny dzień! W dodatku właśnie dzisiaj Andrea miała się spotkać na koncercie i rozdaniu autografów chłopaków z Tokio Hotel. Na koncert pojechała ze swoją najlepszą przyjaciółką Izabeal. Andrea była bardzo podekscytowana. Już od miesiąca martwiła się w co się ubierze! Kupiła specjalnie na tą okazje pięć nowych par dżinsów, dwie bluzki, i trzy spódniczki... A i tak ubrała się w starą miniówkę, i bluzkę, którą kupiła jej mama na zeszłą gwiazdkę... Jedynie buty założyła nowe. Jej koleżanka – zupełne przeciwieństwo! Zupełnie wyluzowana, itp.... Możliwe dlatego, że ona nie przepadała za Tokio...
W DRODZE NA KONCERT:
- Ach... Wreszcie zobaczę swojego Toma... – zaczęła wzdychać Andrea.
- A ja ostatni raz widzę przed tym kataklizmem swój dom... – powiedziała pod nosem Izabeal.
- I ja go zobaczę... – nadal mówiła dziewczyna o brązowych włosach, czyli Andrea.
- Tak, tak... A on Ciebie, ożeni się z Tobą, i będziecie żyli długo i szczęśliwie... – przerwała jej blondynka.
- Nie przerywaj! Ja tylko sobie wzdycham! To nie jest zabronione! – wzburzyła się szatynka.
- Zabronione, jeżeli mówi się o tym ciągle mówi... – z dezaprobatom odpowiedziała blondynka.
- Ohh... Ty się w ogóle nie znasz Izabeal! – odwróciła się od przyjaciółki ZAKOCHANA.
- Ojej... Andrea! Nie obrażaj się! Ja przecież tylko żartowałam! Mów sobie już dalej o tym twoim... Jak jemu tak??? – ustąpiła Izabeal.
- Tomie... – odwróciła się Andrea...
- O tym Tomie... – burknęła blondyna.
- No, a więc, tak... – zaczęła szatynka.
Zakochana mówiła tak przez całą drogę... Kiedy już dotarli na miejsce (a przywiózł je wujek Andrea’y , mieszkający w Berlinie, gdzie był koncert), Andrea była tak podekscytowana, że nie odezwała się chyba słowem... Wszystko robiła Izabeal. Dopiero, kiedy chłopaki wyszli na scenę Andrea ochłonęła, i poczuła, że jest w siódmym (albo i wyżej) niebie, i przez cały czas spróbowała zwrócić na siebie uwagę Toma... Na próżno... Tom podczas całego koncertu patrzył tylko na Izabeal, którą nic nie obchodził koncert, chociaż Andrea myslała, że patrzy się na nią. Podczas jego trwania np. piłowała swoje paznokcie, a nawet chciała policzyc wszystkich przybyłych na koncert, ale po ok. 125 wszystko jej się pomieszało, i dała sobie z tym wszystkim spokój.
PO KONCERCIE:
- Patrzył! Patrzył! On na mnie przez cały czas patrzy! Przez cały koncert! – cieszyła się Andrea.
- Ooo... Fajnie! Gratulacje... – mówiła, lekko się śmiejąc blondynka.
- Mówiłam Ci, mówiłam! – cieszyła się nadal szatynka.
- Tak rzeczywiście... Widziałam... – śmiała się blondyna.
Nagle podszedł do nich ochroniarz chłopaków...
- Tom Kaulitz prosi, aby pani poszła z nim... – zwrócił się do blondynki.
- Co??? To chyba chodzi o nią, a nie o mnie!!! – zdziwiła się blondyna.
- Nie wiem. Jeżeli panie chcą, to mogą iść razem... – powiedział ochroniarz.
- No dobrze... – powiedziała Andrea...